piątek, 28 października 2016

Janda do cery tłustej i mieszanej - krem idealny?

Janda to marka, która rok temu pojawiła się na półkach i szturmem zdobywa nasz rynek. Miałam ich całkiem przyjemny krem do cery suchej, a dzis gość specjalny zrecenzuje nam "krem na dzien dobry i dobranoc 30+ do cery tłustej i mieszanej". Z wiadomych przyczyn nie mogę tego zrobić ja (jeśli czyta tego posta ktoś nowy - mam cerę suchą ;).




Zatem zaczynamy:


"Krem zamknięty jest w szklanym, pięknym i bardzo eleganckim słoiczku, wyglada niemalże jak wyjątkowy klejnot. Kolor słoiczka chroni produkt przed promieniami słonecznymi i psuciem sie produktu. Formuła kremu jest lekka, ale na tyle bogata, że pozostawia cerę nawilżoną.  Nie zapycha porów i nie pojawiają się po nim żadne niemiłe niespodzianki. Ma ładny, delikatny zapach, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu. Wydaje się być bardzo wydajny. Jedyny minus za cenę, którą według mnie mogłaby być trochę niższa jak na polski produkt. Mimo tego, kupiłabym go drugi raz.

Moja ocena: 4,5    /    5

Polecam!"

Edyta




Przy okazji chciałabym złożyć serdeczne życzenia marce Janda z okazji pierwszego jubileuszu jej istnienia. Jeśli chcielibyście obejrzeć krótki filmik na temat sekretów produkcji ich kremów, oraz tego  jakie jest zaangażowanie pani Krystyny Jandy w ich tworzenie, zapraszam do klikniecia ponizej:




Sto lat Janda!




A już niedługo post z mojej wycieczki po niesamowitych muzeum, fabryce i bajkowym sklepie Yankee Candle w stanie Massachusetts. ;)

Pa!





sobota, 22 października 2016

Jesienny stroik - kolejne DIY

Przyszedł czas żeby zmajstrować coś w jesiennym klimacie. Jak zwykle wzięłam to, co miałam dosłownie pod ręką i zrobiłam,  prostą jesienną dekorację. Jeśli interesuje Was z czego ją zrobiłam,  zapraszam do dalszej lektury ;).



Pomysł na prostą jesienną dekorację:

Na talerzu postawiłam 2 świeczki, a także miniaturową dynię, dookoła położyłam kamienie które znalazłam w ogródku,  na nie położyłam kilka cukierków w jesiennej odsłonie,  a także kilka mini listków klonu, które znalazłam na ostatnim spacerze i przyniosłam do domu z myślą o jesiennej dekoracji. Urwałam też w ogrodzie małą gałązkę dzikiej róży.  Wszystko oprószyłam białymi, opalizującymi cekinami (jesień jest juz dość zaawansowana i słyszałam że w Polsce są juz pierwsze przymrozki, wiec chciałam to jakoś zaakcentować). Całość chciałam jeszcze czymś dopełnić,  wysypałam więc na dekorację pestki dyni bez łupinek,  a także kilka plasterków migdałów.  






A tak stroik prezentuje się przy zapalonych świecach:


Żeby dopełnić jesiennego klimatu, nie zapomnijcie o drobiazgami,   które  Wam ten jesienny klimat na myśl przywiodą i umilą.  

Dla mnie są to:


Spokojne klimatyczne, jesienne chwile w których spędzam czas przy herbatce i świeczkach,  planując  coś,  robiąc notatki to jest to, co bardzo lubię robić w tym czasie.  

Jesienią lubię też otulać się ciepłymi, słodkimi,  głębokimi zapachami jak Euphoria czy Twilight Woods. 


Jesienią bardziej niż o każdej innej porze roku kocham iskry tańczące w kominku i zapach palącego się drewna. Są to zapachy dzieciństwa, kiedy to przyjeżdżałam na Mazury do dziadków, do ich leśnej, starej chatki.  


A czy Wy lubicie jesień i jeśli tak, to za co?

Pozdrawiam ciepło :)

Pa!

wtorek, 18 października 2016

Fall mobile mix

Dziś kilka wspomnień z ostatnich dni.  Zdjęcia pokażą wszystko najlepiej, także nie będę się rozpisywać. Zapraszam do mojej małej galerii ze zdjęciami z ostatnich dni:




Kocie sprawy i zbój o imieniu Dexter ;)


Halloween tuż tuż...


Jesienne amerykańskie smaki. Hmm... dla mnie odrobinę za słodkie ;)


Śniadanie w "Bagelicious"  i smakowicie pachnące miejsce pełne ludzi, bajgle różnego rodzaju wypiekane na miejscu z rozmaitymi dodatkami i tylko $7 za 2 bajgle i kawę ;) Mniam! Polecam to miejsce w Chechire, CT. 


Jesienne sprawunki i duże Yankee Candle za jedyne $12.99!


Mieszkamy niedaleko Uniwersytetu Yale. Sam Uniwersytet i jego okolice są bardzo klimatyczne...




I więcej Halloweenowych drobiazgów:


Od góry po lewej bardzo popularne i będące właściwie jednym z symboli Halloween niesamowicie słodkie,  cukrowe cukiereczki Candy Corn.  Równie znane krakersy Goldfish o sezonowym smaku i inne łakocie. 


Ciekawa koszulka ;) i chrupki kukurydziane w ogromnym plastikowym słoju.  


Jesienno-Halloweenowy wieniec, Reeses  o smaku dyniowym...


Niby nagrobek jako ozdoba przed dom i czaszka dla fanów czaszek. Ta była naprawdę nietuzinkowa.  

OK.  Ja uciekam i do następnego napisania! 

Pa! :)

wtorek, 11 października 2016

Amerykańskie ciekawostki jedzeniowe

Kiedyś sama zawsze chętnie czytałam posty poruszające tematy kulturowe. Dziś i ja mogę podzielić się z Wami kilkoma ciekawostkami, tym razem na temat amerykańskiego jedzenia.

Oprócz klasyków typu chleb tostowy, o którym dobrze wiecie jest jeszcze kilka innych, o których warto wspomnieć:


1. Jajka w kartonie (niestety w składzie oprócz jajek możemy znaleźć kilka innych składników). Amerykanie lubią wygodne rozwiązania, jednak wygodne najczęściej nie oznacza zdrowe. 
2. Znany u nas rum w butelkach w kształcie dyni



3. Kruszonka z pleśniowego, niebieskiego sera. U nas nigdy takiej nie widziałam.  Zazwyczaj są one w kawałku.



4. W Stanach jest mały wybór jogurtów,  ale ogromny wybór śmietanek do kawy o przeróżnych smakach, pięknych, smakowicie wyglądających opakowaniach które robi nawet Baileys.
5. Sałaty i zioła są bardzo często pakowane w opakowania, które można łatwo otworzyć, a jeszcze łatwiej zamknąć zabezpieczając produkt przed utratą świeżości
6. Wspomnę o tym, choć na pewno wiecie, że wszelkie napoje, soki i mleko pakowane są w ogromne opakowania 1 galon (2 litry), lub 2 galon (4 litry)



7. Przetwory z ziemniakow i frytki występują w ogromnej gamie kształtów i rodzajów,  proste do przyrządzenia i niestety niezdrowe
8. Inna propozycja kruszonki,  tym razem z kalafiora. Hmm... naprawdę nie rozumiem tej tendencji. Czy produkt w całości nie jest o wiele bardziej interesujący z kulinarnego punktu widzenia?
9. Jabłka na patyku w różnych polewach,  również do kupienia w sklepach ;)


10. Spiced chai latte - gotowa mieszanka chai z mlekiem i różnymi przyprawami. Niestety bardzo słodzona syropem kukuradzianym. Jednak doskonała jeśli mamy ochotę na chwilę rozpusty lub chai jak z sieciówki.  


11. Pyszne, aromatyczne jesienne herbatki do picia z mlekiem lub bez.


12. Tosty jakich u nas nie widziałam
13. Makaron w kształcie dyni i nietoperze zgodnie ze zbliżającym się Halloween.  


14. Do amerykańskiego słownika produktów spożywczych weszły już polskie klasyki jak pierogi,  czy kefir. Można je znaleźć nie tylko w polskich sklepach ale w normalnych supermarketach i kupują je również amerykanie, których nic z Polską nie łączy.

Generalnie, w Stanach można odżywiać się jak w Polsce. Może nie wszędzie dostaniemy biały chleb i nie będzie tak smaczny jak w Polsce ale z odrobiną trudu kupimy go w różnych miejscach. Tak samo jak w Polsce, nie musimy jeść fast food a możemy gotować regularne obiady.  Jeść dużo owoców i warzyw. Rzeczywiście pół produkty i fast foody atakują nas z każdej strony dużo bardziej niż  w Polsce, ale jest nowa fala i moda na zdrowe odżywianie, na cotygodniowe bazarki z organiczną żywnością i coś a la targi śniadaniowe.  Najbardziej przeszkadza mi smak wszechobecnego syropu kukurydzianego, którym słodzą wszystko i który jest dodawany również do regularnego, najtańszego chleba. Ale z drugiej strony dzięki coraz większej świadomości amerykanów i prawdopodobnie  przepisom zaznacza się coraz częściej na produktach, że nie zawierają np. Corn syrop,  GMO, tłuszczów trans itp. I mam nadzieję, że nie jest to tylko chwyt marketingowy. Mam też wrażenie ze wszystkie napoje włącznie z coca colą, Sprite itp są o wiele słodsze od naszych, ale w tej sprawie muszę jeszcze przeprowadzić dochodzenie.  ;)

Mam nadzieję że tych kilka informacji, które przedstawiłam zainteresują Was :)

Do następnego posta ;)

Pa!

piątek, 7 października 2016

Martuchowi ulubieńcy: Origins, Physicians formula, Flormar

Dziś trochę bardziej wnikliwie o tym, co zawsze było tematem moich postów, czyli o ulubieńcach kosmetycznych ostatniego czasu. Dawno takiego posta nie było,  ale te 4 kosmetyki naprawdę zasłużyły na wzmiankę o nich, a Wy zasłużyliście żeby o nich usłyszeć ;).

1. Origins, GinZing, odświeżający krem pod oczy




Tak naprawdę używam go od jakiegoś półtora roku. Pierwszy raz kupiłam go w Polsce w Galerii Mokotów zaraz po tym, jak otwarto pierwszy sklep Origins w Polsce. Trafiłam wtedy na świetną okazję gdzie za zestaw 4 mini produktów, w tym ten krem zapłaciłam 40 zł.  Mini opakowanie tego produktu miało 5 ml, produkt pełnowartościowy ma 15 ml i kosztuje ok 120 zł.  Zaraz potem kupiłam jeszcze jeden zestaw, bo wstępnie uznałam ze krem jest na tyle dobry, a okazja tym lepsza że chcę mieć zapas. Dziś mam pierwsze pełnowartościowe opakowanie i chyba już czas, żebym wypowiedziała się na jego temat ;).

Krem ten jest rewelacyjny, ma wspaniałą bogatą konsystencję,  skóra po mim jest jędrna i rozświetlona,   oraz bardzo nawilżona.  Zauważyłam tez, że delikatnie spłyca zmarszczki mimiczne wokół oczu, a także przeciwdziała lekkim opuchnięciom i cieniom pod oczami. Co ciekawe, w Origins powiedziano mi, że można go stosować w ciągu dnia na makijaz, jeśli poczujemy że chcemy nałożyc produkt w okolice naszych oczu, aby je nawilżyć i rozświetlić. Jeśli stosujecie bardziej "oszczędny" ilosciowo makijaż, również go polecam, ponieważ daje lekki efekt korektora rozświetlającego, więc niektórym może wystarczyć sam. Cena choć lekko wygórowana,  warta tego produktu,  ponieważ jest on bardzo wydajny, myślę że starczy na około 3 miesiące. Polecam!

2. Physicians formula, Organic Wear, tusz do rzęs




Dostałam go w prezencie kilka miesięcy temu i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Moje rzesy są dość długie, jednak rzadkie, cienkie  i zazwyczaj nie chcą współpracować, bo są dość sztywne. Ten tusz działa z nimi cuda. Lubię delikatne wykończenie jeśli chodzi o tusz,  nie przepadam za teatralnym lookiem i ten tusz takie wykończenie mi daje. Rzesy są podkręcone, wyglądają naturalnie,  tusz się nie osypuje, nie skleja rzęs.  Jak dla mnie idealny.  Ponadto firma słynie z organicznych składów, ten teoretycznie ma 100 % składników pochodzenia naturalnego. Mają kilka rodzajów tego tuszu i pewnie będę próbować inne, ale ta zakręcona szczoteczka całkowicie mi odpowiada. Jeśli chodzi o dostępność w Polsce, póki co z tego co wiem nie jest dostępny stacjonarne.  Jednak na pewno możecie znaleźć go w sieci. W Stanach kosztuje ok $9 w cenie regularnej.

3. Flormar, Matte Terracotta Eye Shadow, nr 52




Od ponad roku używam go jako różu i bardzo go lubię.  Ma wspaniały różowo-brzoskwiniowy kolor który bardzo ożywia twarz. Dodatkowo nie osypuje się, nie robi plam i jest bardzo wydajny, bo jest to cień wypiekany. Ma bardzo praktyczne i trwałe opakowanie z lusterkiem (!). Nazwa wskazuje, że jest to produkt matowy, jednak ma on lekko satynowe wykończenie.  Dla mnie idealny!

4. Rimmel, New Instant Age Rewind, Eraser Dark Circles, korektor w okolice oczu





Sławny,  chwalony wszem i wobec korektor. Wspaniałe kryje, rozświetla, jest bardzo wydajny, opakowanie starczy na około 2-3 miesiące.  Wygodne opakowanie,  z aplikatorem w postaci gąbeczki.  Jedyny minus to dostępność, albowiem jest dostępny tylko w sieci i w sklepach za granicą.  Ale może zostane w końcu wprowadzony do Polski bo jest naprawdę niemalże doskonały.

Moich ulubieńców jest trochę więcej,ale żeby nie znudzić Was jedna treścią, będę co jakiś czas wrzucać tego typu post.

Słonecznej, kolorowej jesieni Wam życzę pachnącej palącym się ogniem w kominku i gorącym kakao ;)

Pa!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...