piątek, 26 kwietnia 2013

Mazury pachną...

Zdecydowanie nadchodzi wiosna, wielkimi krokami.... Mazury pachną dziś wilgotną ziemią, w oddali słychać żurawie, a w górze inne ptactwo przybywające do nas z ciepłych krajów. Jest pięknie!

Spieszę z doniesieniami z wczesnowiosennych Mazur, czyli naszego spacerku sprzed tygodnia. Bo za chwilę będą nowe obrazy i nowe wrażenia, a nie chcę zapomnieć tamtych... A radość z pojawienia się wiosny po niekończącej się zimie jest niewiarygodna! Wiem, że u Was w niektórych rejonach Polski już pełnia lata, ale na Mazurach wszystko dzieje się wolniej, czas płynie wolniej, no i wiosna przychodzi później... My tu jeszcze nie mamy trawy, ani liści, ale zapach wilgotnej ziemi i mchu zniewala :)

Wracając do naszego zeszłotygodniowego spacerku, poniżej zdjęcia.

A na nich odrobina Mazurskiej natury, oraz dwie dobre duszyczki....


Dziewczyny: szanowna Katarzynka i panna piesa Meona :)


 Dostojna pani szyszka...



Meonka marzycielka...



I napotkany przez nas na drodze stwór...


 Oraz... łzy sosny...


Życzę Wam moi drodzy wspaniałego weekendu i równie pięknych, albo piekniejszych (o ile to możliwe, w co wątpię ;) widoków)  Bo gdzież może być piękniej niż na leśnej polanie?  :)

Niech wiosna i słońce zostaną z Wami :)

Pa!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Benefitowo :)

Witajcie moi drodzy w tym wspaniałym coraz bardziej zielonym czasie :)

Dzisiejszy dzień był taki niewiarygodnie ciepły!!! Biegałam aż do wieczora w bluzce z krótkim rękawkiem, co sprawiło mi dziką radość :). Z innych babskich przyjemności wybrałam się również na małe zakupy do Sephory. właściwie weszłam tam tylko zobaczyć "co w trawie piszczy", co oczywiście okazało się strasznie niebezpieczne, bo gdy na promocjach wypatrzyłam  te 2 świetne produkty, po prostu MUSIAŁAM je kupić. Piszę czem prędzej, bo może i Wy się załapiecie, oczywiście o ile lubicie Benefit i jego doskonałe kosmetyki :).

A więc Panie i Panowie w sephorze na promocji dostać możecie:



1. Błyszczyk Benefit, ultra plush (swatch na zdj.) przeceniony chyba z 70,- czy 80,- zł na 37,- zł.
Fantastyczny produkt, przynajmniej  na taki sie zapowiada, mieści się w smakowitej tubie w letnim wydaniu (przynajmniej ja mam takie skojarzenie ;) ), aplikator jest o wiele lepiej wyprofilowany od tych w błyszczykach juicy tubes, ma piekne małe drobinki i zamierzam go stosować jako rozświetlacz na kości policzkowe.

2. Krem nawilżająco-tonujący Benefit, Your Rebel, przeceniony ze 150,- zł na 70,-, opakowanie co charakterystyczne dla Benefit urzekające, uwielbiam tuby! W środku krem nawilżająco-tonujacy, który ma dodatkowo rozświetlać, dodatkowo super że ma SPF 15, choć filtr mógłby być odrobinę wyższy. Zobaczymy jak będzie się sprawował, ale jak do tej pory Benefit nigdy mnie nie zawiódł, więc mam nadzieję że i tym razem spisze się na medal.

Recenzja każdego z tych produktów przewidziana po przetestowaniu, oczywiście na Waszą prośbę. 

A Wy znacie te produkty, a może polecacie jakieś inne tej marki?

Wspaniałych wiosennych dni Wam życzę, ciepłych i z balerinkami na stopach ;) (jesli lubicie mieć je na stopach rzecz jasna, bo jeśli nie, to życzę Wam tego, czego sami byście sobie życzyli ;) ).

Pa!


niedziela, 14 kwietnia 2013

Zorganizowana Martucha...

Z przyjściem wiosny porządki i choć w Warszawie wiosnę widać i czuć coraz mocniej, to na Mazurach w piątkowy wieczór zastaliśmy okropne zwały śniegu, ale ptaszki darły się wniebogłosy, co chyba zwiastuje wiosnę prawda? Słyszeliśmy żurawie, które osiadły na pobliskiej łące, widzieliśmy zataczającego eleganckie koła orła, wierze że to orzeł, bo ukochany stwierdził ;). Inne mniejsze i średnie ptaszyny wyśpiewywały rychłe przyjście wiosny w lesie, który mamy dosłownie krok od tarasu. W końcu to leśna polana! ;)

Wracając w każdym razie do tematu wiosny, Martucha pobudzona śnieżnym aczkolwiek słonecznym porankiem postanowiła wiosennie pokrzątać się po domu. Z tej okazji postanowiłam uruchomić cykl pt."zorganizowana Martucha". Nie będzie to "Perfekcyjna...", ale coś w rodzaju jak zorganizować pewne przestrzenie w sposób łatwy i najczęściej nie wymagający kosztów, znaczy po Martuchowemu, co Martuchę od jakiegoś czasu wielce interesuje :).

Dziś zorganizowałam moja przestrzeń, niewielką przestrzeń, bo właściwie szafkę z wszelkimi makaronami, ryżami i innymi artykułami, bez których moja kuchnia nie istnieje.

Zatem zobaczcie sami :).




Jakiś czas temu przejrzałam wszelkie moje przyprawy, które miałam w słoiczkach i zwykłych opakowaniach, wyrzuciłam te po terminie, bo przyprawa o dziwo również termin ważności ma, oraz przesypałam te które używam często do słoiczków, tych ładniejszych, które po prostu miałam. Jeśli nie macie niczego polecam te jak ten pierwszy po lewej na górnym zdjęciu do kupienia w Pepco za prawdziwe grosze. Etykiety zrobiłam na prędce, odręcznie, co z resztą widać, ale i tak wolę mieć takie, niż żadne, oczywiście z wielkim postanowieniem, że w przyszłości zrobię jakieś z duszą...

Następnie zaczęłam porządkować moją szafeczkę z makaronami, ryżami, kaszami, olejami i oliwami i innymi tego rodzaju rzeczami. Wzięłam jedną z 2 "walających" się pokrywek od szuflad lodówkowych i poukładałam na niej przebrane makarony. Opakowania wcześniej pozamykałam używając klipsów z Ikei, ale także takich plastikowych tasiemek po herbatkach na wagę, które zawsze zachowuję, bo tak myślałam, że do czegoś mi się przydadzą, no i się przydały ;). Makarony na tej pokrywce nie będą się po prostu przesuwać po całej półce, przez co łatwiej będzie zachować porządek. Do tego można wykorzystać jakiś kartonik, koszyczek, papierową torebkę uciętą w połowie.... Możliwości jest wiele. W ten sam sposób poukładałam ryże i kasze oraz herbaty, a właściwie zapasy herbat i takie, które używam rzadziej, bo te w torebkach trzymam w drewnianym pojemniczku (na zdj. poniżej), a sypane w słoiczkach z ręcznie zrobionymi etykietami. Pamiętajcie, że jeśli przekładacie coś z oryginalnego opakowania dobrze jest wyciąć nazwę oraz datę ważności i umieścić w nowym opakowaniu, tak jak zrobiłam to z makaronami i mąką. :)




Efekt sprzątania był zadowalający. Od razu poczułam wiosnę ;).  Później pochowałam moje Wielkanocne ozdoby i zrobiłam iście szalony stroik z kolorowych, szatańsko chemicznych chrupków kukurydzianych, które kiedyś kupiłam do jednej ciążowej sesji, którą robiłam koleżance i które zachowałam, bo oczywiście wiedziałam, że mogą się do czegoś przydać... W chwili obecnej do zrobienia wiosennego stroika mogłam użyć (wykorzystując oczywiście okoliczne dobrocie) kamyki, szyszki i gałązki sosny, a nie chciałam by wyglądał jesiennie, tylko wiosennie, zatem użyłam jakiejś wyciągniętej z innych zapasów fioletowej wstążki, owych chrupków i darów natury, które w połączeniu z moim pięknym lampionem w groszki dały taki dziwacznie, śmieszny efekt. Chciałam by były w duchu obecnego kolorowego, kuchennego nurtu muffinkowo-cukierkowego... ;).




Pod koniec dnia odwiedziliśmy rodziców, gdzie ujrzałam tę oto kochana mordkę (jedną z 4..).
Sobota była dobra, spokojna i sympatyczna.

Mam nadzieję, że Wasze soboty również przebiegły zgodnie z tym, co sobie zaplanowaliście, niezależnie od tego czy było to wielkie imprezowanie, totalne domatorstwo, pracowite czy w duchu leniuchowania :).

Z wiosennym pozdrowieniem żegna Was Martucha :).

Pa!

środa, 10 kwietnia 2013

Mamy roczek...

Moi drodzy, chciałabym ogłosić wszem i wobec, że blog Martucha na leśnej polanie skończył rok.



Pisanie bloga to sprawa niełatwa i bardzo czasochłonna, ale niezwykle przyjemna i powiedziałabym, że wręcz terapeutyczna... Daje też wiele możliwości poznania nowych, interesujących osób, zagadnień, produktów i całego tego blogerskiego światka, który wbrew pozorom żyje również poza blogosferą i daje możliwość bycia częścią tej wspaniałej społeczności. Wzajemnie się czytamy, wzajemnie pokazujemy sobie rzeczy, które nas pasjonują i wbrew temu co myślą niektórzy, nie są to wyłącznie kosmetyki, ciuchy i inne typowe, babskie sprawy... Czasem podnosimy tematy trudne, pasjonujące, czasem wchodzące w mocno prywatną sferę...

Dziękuję Wam za możliwość bycia częścią tej społeczności :).
A jedyne czego żałuję, to fakt że mój obecny tryb życia nie pozwala mi na zamieszczanie 2 postów w tygodniu jak to miało miejsce wcześniej.  :(

W ramach wspomnienia ostatniego roku z życia Martuchy na leśnej polanie, szybka migawka z ostatnich 12 miesięcy :)


niedziela, 7 kwietnia 2013

Niedrogie bronzery, które polecam...

Witajcie, 

Ponownie jakiś czas mnie nie było i nie będę się już nawet tłumaczyć dlaczego wierzę, że rozumiecie :).

Dziś wracam do Was z recenzją porównawczą 2 bronzerów i będą to H&M (obecnie dostępny), oraz Wibo (dostępny w drogeriach Natura).

Na Waszych blogach często czytam o bronzerach Mac, Nars, Bourjois, a nigdy nie widziałam notki na temat najniższej półki tych produktów. Jak wiecie jestem zwolenniczką tanich odpowiedników znanych kosmetyków, szczególnie jeśli chodzi o kolorówkę, bo w pielęgnację inwestuję bez mrugnięcia okiem. zatem zaczynajmy :)

Bronzery H&M vs WIBO Your Fantasy



1. Zacznę może od opakowania, jak widzicie produkt z H&M zamieszkuje piękne, dość eleganckie jak na produkt w tej cenie opakowanie, dodatkowo z lusterkiem, natomiast opakowanie Wibo to najniższej klasy Forma, ani ładna ani mocna. H&M otwiera się z trudem, ale odbieram to na plus, natomiast Wibo otwiera się kiedy chce..., no i niestety nie ma lusterka. 


Zatem w kwestii opakowania 1:0 dla H&M

2. Kolor.


H&M jest piaskowo-brązowo-ceglasty, natomiast Wibo brązowo-piaskowy, oba pięknie opalizują, choć Wibo bardziej i na szczęście nie zawierają drobinek. Mi bardziej odpowiada kolor produktu z Wibo.

W kategorii kolor: 0:1 dla Wibo :)

3. Trwałość.

Oba produkty wydaja mi się na tym samym poziomie, na mojej skóry wytrzymują cały dzień i nie widzę tu różnicy pomiędzy nimi, a droższymi produktami (z tym, że nie miałam ziemi Egipskiej, ani Mac'a). Ale skoro Wibo stosuję od 2 lat i jestem bardzo zadowolona, bo droższy sięgnę tylko w ramach fanaberii ;).

Wynik: 1:1

4. Zapach

Wibo pachnie jak typowy puder, a H&M jakoś tak słono, przyjemnie, jak morska bryza.... czyżby to już było odbieranie życzeniowe i tęsknota za latem? ;) 

Dla mnie w tej konkurencji znowu 1:1



Wynik całej potyczki: 3:3

Reasumując uważam, że produkty te zdecydowanie warto kupić szczególnie, że są tak tanie (Wibo ok. 12,90, H&M 14,90), są trwałe, mają ładne kolorki (szczególnie podoba mi się Wibo), myślę że bardziej dla jasnych i średnich karnacji, na lato mogą być lekko za jasne. Skóra po ich zastosowaniu ładnie opalizuje, można nimi "traktować" również inne partie ciała, które chcemy omieść lekko brązowo-opalizującą poświatą. Opakowanie H&M jest o wiele lepsze, bardziej praktyczne i ładniejsze, zastanawiam się czy kiedyś nie zrobić takiego myku i jakoś nie przenieść zawartości Wibo do opakowania H&M, ale to już nie na moje możliwości, ale Wy koleżanki, blogerki na pewno mi coś podpowiecie :)

Znacie te produkty, a może z tej półki cenowej polecacie jeszcze coś innego? 

Miłego niedzielnego popołudnia, czy jaki tam u Was obecnie czas ;)

No i wiosny!!! Niech już przyjdzie w końcu :).

Pozdrawiam słonecznie i niech te bzy już zakwitną ;).

Pa!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...