wtorek, 31 lipca 2012

Green Pharmacy na leśnej polanie


Green Pharmacy zawitało na leśną polanę, a konkretnie kosmetyki do pielęgnacji włosów tej firmy.
A jest to nie byle jaka firma, bo produkuje kosmetyki na bazie ziół, a także jak twierdzi producent dba o to, aby wszystkie oferowane przez nich "środki pielęgnacji, kosmetyki i inne produkty zawierały składniki pochodzenia roślinnego, były ekologicznie czyste, zawierały minimalny, zapewniający bezpieczeństwo użytkowników dodatek konserwantów, bez barwników i substancji sztucznych." 

Miałam możliwość wybrać sobie 3 produkty spośród tych do pielęgnacji włosów i wybrałam:

- olejek łopianowy z czerwoną papryką (który ma wzmocnić osłabione włosy i przyspiesszyć ich wzrost)
- szampon do każdego rodzaju włosów, łopian większy (który ma włosy wzmocnić, odżywić i nawilżyć)
- eliksir ziołowy do włosów wzmacvniający, przeciw wypadaniu

Zatem dostałam całą serię, która bardzo mi się przyda, bo problemy z wypadaniem włosów mam ostatnio ogromne. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zacząć testować, co też uczyniłam. :)

Najbardziej jestem ciekawa olejku łopianowego, ponieważ już od dłuższego czasu przymierzałam się do zakupu jakiejś wcierki, a wcierka spadła mi z nieba :).


Podczas gdy robiłam zdjęcia, biedronka z leśnej polany przycupnęła na jednym z produktów... Oczywiście jak przystało na leśną polanę! ;)

Jeśli też macie ochotę przetestować te produkty, wiem że są dostępne w drogeriach Natura i Rossmann oraz w innych punktach, których wykaz znajdziecie TUTAJ.

Zaraz po przetestowaniu, a myślę, że zajmie mi to około miesiąca, aby ocena była obiektywna i prawdziwa, zamieszczę ich recencję na blogu.

Pa!

środa, 25 lipca 2012

Mazurskie klimaty - lokalnie :)

Często zaglądamy do pobliskiej, zaprzyjaźnionej stadniny klik . Jest tam naprawdę sielski klimat... Stoi sobie urokliwa, drewniana stodoła, w pobliskich budynkach gospodarczych koniki mają zaaranżowane stajnie, a dookoła rozpościera się piękny, malowniczy widok. Pagórkowaty padok, na którym posilają się koniki, jest tuż obok bajkowego, starego lasu, a trochę niżej dostrzec można urokliwe meandry rzeki Łyny.

Czy podziałałam na Waszą wyobraźnię?
Mam nadzieję, że tak :).

Jeśli nie macie pomysłu na wakacyjny kierunek, albo zastanawiacie się gdzie na Mazury, odpowiem krótko: właśnie tu :).



No, nie narzekam, mając na co dzień takie obrazy przed oczami, bo na co tu narzekać ;).
Jadąc do pracy miast stać w miejskich korkach, mijam zielone lasy, pagórki i migoczące jeziora....

A gdy z niej wracam w oknie czeka na mnie taka jedna ruda pani...



Niech żyją Mazury!!! Hip hip Hura!
I niech żyją Ci, którzy je kochają :D

Pa!

środa, 18 lipca 2012

Zostać zielarką...

Od zawsze wielbię zapachy, aromaty, zioła... choć nie jestem żadnym znawcą tego tematu, niestety.
Jednak swoimi amatorskimi działaniami i tylko na potrzeby własne od czasu do czasu staram się poszerzać moją wiedzę w tym zakresie.
W domowej doniczce mamy pięknie pachnące oregano, rukolę, natkę pietruchy, a w ogrodzie dumnie rośnie lawenda. Kiedyś pozyskiwałam ją w drodze zakupu z Lawendowego pola. Dziś wprost z ogrodu ścinam ją nożyczkami i suszę. Większą część tej aromatycznej rośliny powiązałam w małe bukieciki, które po wysuszeniu będą wydzielały wspaniały aromat tam, gdzie je umieszczę. Część natomiast (wraz z liśćmi) przeznaczę na domowe SPA. Chcę je wykorzystać do aromatycznych kąpieli. Przygotuję sobie wspaniałe kapielowe pakieciki ucierając lawendę w moździeżu wraz z innymi wspaniałościami jak sól morska, jakieś oleje, olejki eteryczne, itp. Może dodam ją również do peelingów solnych, kawowych. Chciałabym zrobić jakieś naturalne mydełka... Jeszcze nie wiem co tam ukrecę i ulepię, ale jeśli znajdę jakieś fajne zastosowanie dla lawendy, na pewno Was o tym poinformuję :).
 
Tymczasem czekam na Wasze pomysły i sprawdzone sposoby na wykorzystaniem tej wspaniałej rośliny, moim zdaniem królowej łąk i ogrodów :)

Pa!

niedziela, 15 lipca 2012

Lirene, pianka myjąca do twarzy i oczu - recenzja

Od ponad miesiąca testuję piankę myjącą Lirene do twarzy i oczu, 20+.
Prawdopodobnie pianki sama z siebie bym nie kupiła, bo jakoś formuła produktu nie trafiała do mnie na tyle, zanim ten produkt poznałam. Dostałam ją od Lirene, ale fakt ten nie ma absolutnie wpływu na moją recenzję. Początkowo nie byłam z niej zadowolona. Próbowałam stosować ją różnorako, np. z gąbeczką konjak, która fantastycznie spisuje mi się z innymi produktami, ale z tą pianką nie współpracowała zbyt dobrze. Twarz po umyciu nie była dokładnie oczyszczona. Przy tej okazji muszę zaznaczyć, że mój makijaż, jest dość ciężki i wiele wymaga od produktów do demakijażu. Po zastosowaniu pianki z gąbką konjak, sprawdziłam skuteczność czyszczenia wacikiem nasączonym płynem micelarnym 
i niestety...na waciku była wciąż spora warstewka fluidu. Jednak postanowiłam spróbować palcami i powiem Wam szczerze, że mocno zaskoczył mnie efekt... POZYTYWNIE. Zrobiłam test z wacikiem i wacik był niemal... czyściutki. Bałam się go używać do demakijażu oczu, bo generalnie na co dzień używam płynów do demakijażu oczu, jednak będąc na wyjeździe, nie chciałam zabierać ze sobą niezliczonej ilości kosmetyków i zmyłam nim makijaż oka. Bez większych problemów i bez żadnych podrażnień, a codziennie maluję oczy żelowym eyelinerem Inglot + tusz wodoodporny.

Opakowanie bardzo przyjemne, praktyczne, konsystencja typowej pianki, jak pianki do golenia. Zapach bardzo delikatny, ładny, jak produkty z bawełną. I co najważniejsze - nie wysusza mojej super suchej skóry. Wydaje mi się również, że jest bardzo wydajna.


Ilość zużytych op.: 1/2
Cena: ok. 15,- pln
Czy kupię następne op.: TAK
Moja ocena: 4,5/5

Znacie ten kosmetyk?
Demakijaż to wbrew pozorom niełatwa czynność, a raczej szereg czynności...

Pa!


piątek, 13 lipca 2012

Opener 2012 - krótka relacja


Z Openerem jest tak, że wystarczy przekroczyć główną bramę festiwalu i człowiek od razu popada w sielski nastrój :)))

W tym  roku te 4 dni były absolutnie wyjątkowe. Wyjątkowe za sprawą wielu czynników, ale przede wszystkim za sprawą MUZYKI.

Pogoda też dodała swoje 3 grosze, było ciepło, parno, padało głównie nocami, przez co wilgotność była ogromna. Ale nawet to nie przeszkadzało nam w polegiwaniu na trawie podczas niektórych koncertów. Pomijając dzień ostatni, kiedy to padało "trochę więcej", choć i tak mam wrażenie że wszelkie kataklizmy krążyły wkoło, ale nie wkraczały na przestrzeń powietrzną Openera ;).

No i ta mgła... mgła niesamowita, która 3-go dnia spowiła obszar całego miasteczka festiwalowego do tego stopnia, że nocą stojąc kilkadziesiąt metrów od sceny, na której działo się bardzo sporo również w kwestii oświetlenia, nie było widać nic.... Mgła ta była niesamowitym elementem scenografii do koncertu p. Pendereckiego, jakże przejmującego, a także wcześniej fantastycznie grającej folkowe klimaty Kapeli ze wsi Warszawa.

Nie zawiedli mnie p. Nosowska, na której koncercie namiot pękał w szwach, Bloc Party, który porwał cały tłum do zabawy, czy The Makabees, na których koncert biegliśmy ze sceny głównej, prosto z koncertu Bon Iver, pod namiot po drugiej stronie miasteczka. Bon Iver, skromni kolesie ze Stanów....  rozwalił mnie całkowicie. Znałam wcześniej wielbiłam, a teraz wielbić będę jeszcze bardziej.

Moje odkrycia: Frozen Bird, Dva, UR/KL, Soja.... świetni, każdy ma swój wyjątkowy, niepowtarzalny styl.

No i Julia Marcell, słodki głos, słodka dziewczynka i scena namiotowa gdzie zawsze jest świetny klimat, dla niej wytrzymaliśmy do 2.00 w nocy i naprawdę było warto!!!

No i ostatni dzień i ostatni koncert ale jakże genialny, bardzo młodzi ludzie a wykonania wielce dojrzałe, a jednocześnie z powiewem młodości. Gitary, elektronika, wszystko czego potrzeba do dobrego grania. Żadnego show, bo to MUZYKA  odgrywała tutaj absolutnie pierwsze skrzypce....




Zdjęcia niezbyt dobrej jakości, bo robione telefonem, ale wyjątkowość tych chwil chyba widać... 

Na pewno tam wrócę..... 



Byliście na tym festiwalu kiedykolwiek?
Lubicie takie imprezy?
Ja jestem typowo plenerowym zwierzaczkiem :).

Pa!







poniedziałek, 9 lipca 2012

Solny peeling do ciała Perfecta - przetestowałam

Uwielbiam peelingi i stosuję je regularnie. Co prawda w ostatnim czasie zazwyczaj przygotowuję je sama, z cukru, soli, kawy, itp. Jednak od czasu do czasu z przyjemnością sięgam po gotowy kosmetyk, a jest w czym wybierać. Ostatnio sięgałam po solny peeling do ciała z serii SPA, Perfecta.


Poniżej recenzja:


Produkt ten jest gruboziarnisty, zatopiony w pewnego rodzaju żelu, galaretce o stałej konsystencji. Świetnie złuszcza naskórek i pozostawia skórę gładką, miekką i nie wysuszoną. Na pewno nie wysuszoną, a czy nawilżoną? Tak, sprawia takie wrażenie, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że po jego użyciu skóra jest jak po peelingach z The Body Shop. Naprawdę uczucie jest bardzo podobne. Ale czy to efekt głębokiego nawilżenia... raczej nie. Jednak sądzę, że kosmetyk ten ma złuszczać, a nie nawilżać skórę dogłębnie, a to zdecydowanie robi. Jedyny jego minus to fakt, że się delikatnie obsypuje. Jednak absolutnie mi to nie przeskadza. Ma wspaniały morski, lekko słony zapach i na pewno będę po niego często sięgać. Ten zapach naprawdę działa na zmysły i relaksuje, przynajmniej mnie ;).






Ilość zużytych op.: 1
Cena: ok. 17,50-19,00 pln
Czy kupię następne op.: TAK
Moja ocena: 4/5

Jedyny problem to dostępność... cukrowe widuję, a z tym solnym gorzej.
A może sie mylę? Jeśli tak, wyprowadźcie mnie z błędu :).

Pa!

czwartek, 5 lipca 2012

Pstrąg pieczony na leśnej polanie

Dziś chciałabym podzielić się z Wami moim autorskim przepisem na pieczonego pstrągą. W zasadzie to nic nadzwyczajnego i prawdopodobnie każdy intuicyjnie przyrządziłby go podobnie.  W naszej okolicy mamy gospodarstwo rybackie ze świeżymi rybkami, zatem grzechem byłoby nie skorzystać z tej możliwości...

Zatem zaczynamy.

Do przyrządzenia pstrąga "z leśnej polany" potrzebujemy:

- 3 dorodne ŚWIEŻE pstrągi
- oliwę z oliwek
- cytrynę
- pęczek świeżego kopru
- kilka ząbków świeżego czosnku (koniecznie polskiego!!!)
- przyprawę lub marunatę do ryb (Knorr lub Prymat)
- sól
- pieprz
- 1 jajko



Ryby myjemy i suszymy. Wrzucamy do sporej miski i obsypujemy marynatą do ryb, koprem pokrojonym w ok. 4 cm. kawałki, połówkami plastrów cytryny, czosnkiem pokrojonym w plastry lub połówki ząbków, dodatkowo skrapiamy oliwą i przyprawiamy odrobiną pieprzu i soli.



Tę samą marynatę wkładamy do środka ryby, tylko w rozsądnych ilościach. Tak zamarynowane ryby zostawiamy w misce pod przykryciem na jakieś pół godzinki. W między czasie rozgrzewamy piekarnik do 200°C. Po 30 min. bierzemy folię aluminiową, skrapiamy ją delikatnie oliwą i układamy na niej rybę. Folię ucinamy tak, abyśmy mogli złapać jej 2 końce, zwinąć je razem w "harmonijkę" do środka (zamknąć), a następnie zamknąć boki folii do środka. W ten sposób ryba jest dobrze zabezpieczona i nie wysuszy się. Tak samo robimy z pozostałymi rybami, a następnie wkładamy je do rozgrzanego piekarnika na kratkę na jakieś 12-15 min. Po upływie tego czasu otwieramy sakiewki z folii, wkładamy do każdej z ryb odrobinę masła, odsłaniamy cały bok ryby, smarujemy go białkiem i wstawiamy jeszcze na jakieś 3-5 min. do piekarnika, aż zarumieni się skórka i wszystkie wspaniałości spoczywające na niej.



I gotowe!



Wszystko jest oczywiście bardzo intuicyjne i zgodne z moimi upodobaniami smakowymi. Jeśli jednak macie inne, zawsze możecie ten przepis zmodyfikować wedle swojego uznania :).

Do rybki podałam sałatkę z młodej kapusty.
Warto korzystać z sezonowych skarbów lasu, ziemi i wody...

Smacznego :)

Pa!

wtorek, 3 lipca 2012

Żel pod prysznic, Lirene, recenzja

Po miesiącu testowania nadszedł czas na recenzję żelu pod prysznic Lirene. Będący
w moim posiadaniu to połączenie żelu z oliwką z mango.
Powiem Wam szczerze, że mnie ten produkt zachwycił. Nie chciałam po niego sięgnąć, ponieważ Nivea ma podobne produkty (żelowe oliwki pod prysznic, a po nich skóra mi się lepiła i byłam generalnie zniechęcona). Okazało się jednak, że zupełnie niepotrzebnie i powiem więcej, gdybym po niego nie sięgnęła, to bym sporo straciła :). Żel dobrze się pieni, pięknie pachnie mango (zawiera wosk z mango) i pozostawia skórę cudownie nawilżoną i miękką. A w przypadku mojej wiecznie wysuszonej skóry, to naprawdę nie lada zadanie. Buteleczka bardzo apetyczna i znowu otwór przez który produkt nie wylewa się w nadmiarze. Lubię go bardziej niż oliwkę Balea i Nivea.


Ilość zużytych op.: 1
Cena: ok. 7,50 pln
Czy kupię następne op.: TAK
Moja ocena: 5/5

Lubicie żele oliwkowe do mycia ciała?
Wiem, że to nie to samo co naturalny kosmetyk, ale ja póki co nie ukierunkowuję się wyłącznie na eko produkty.

Pa!

Opener 2012 tuż tuż...

Taaak!!!
Wybieram się na Openera. Wyruszamy już jutro rano ;).

Z niecierpliwością czekam na:

Bjork, Bloc Party, Cool Kids of Death, Nosowską, The Maccabees, The Ting Tings i wiele innych, a przede wszystkim na Bon Iver.... 
Mam też nadzieję odkryć kilka fajnych nowości (nowości dla mnie rzecz jasna).

Tak też się stało w zeszłym roku, kiedy to pokochałam The National, a właściwie pokochaliśmy.

Wtedy było tak...







A jak będzie w tym roku?
Jeśli któraś z moich koleżanek blogerek wybiera się na te 4 dni celebrowania muzyki, może spotkamy się gdzieś w tłumie...? Lub po prostu piszcie na maila :).
Dotyczy to również moich drogich czytelników ;).

Pa!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...