Nie będę odkrywcą kiedy powiem: "jak ten czas leci!". Ale naprawdę tak jest. Dopiero mieliśmy maj, wszystko rozkwitało, a tu już wielkimi krokami zbliża się do nas jesień. Patrząc za okno powiedziałabym nawet że już zaszczyciła nas swoją obecnością.
Kiedyś bardzo lubiłam tę porę roku. Dziś... sama jeszcze nie wiem. Muszę ją chyba oswoić na nowo. W moim życiu sporo zmian miało miejsce na przestrzeni ostatnich 2 lat, więc i jesień wygląda dziś inaczej. A miejska jesień to już kompletnie inna sprawa. Zapowiada się jednak, że moja jesień będzie w większości miejska. I to o Ironio "na leśnej polanie". Wiem, że może brzmieć to dość dziwnie, ale już Wam pisałam, że dla mnie Leśna Polana, to cały mój świat i nie jest ważne czy w danym momencie jestem na moich ukochanych Mazurach, czy wśród miejskiego betonu, bo leśna polana to wszystko co dobre w moim życiu i wszystko co jest dla mnie ważne, wyjątkowe i sprawia mi przyjemność :).
Ale wracając do migawek z leśnej polany, poniżej kilka z nich.
O Hotelu Sitarska już kiedyś pisałam. Mieści się w Biłgoraju i jest niesamowicie urokliwy. Ma ponadto chyba najlepszą kuchnię jaką jadłam w naszym pięknym kraju. Polecam wszystko oprócz... sushi (!). Tak, to ich wybryk kompletnie niespójny z resztą, ale reszta jest rewelacyjna. Zabrałam tam kogoś, kto to potwierdził, więc jeśli będziecie na Lubelszczyźnie, np. zwiedzając Zamość polecam zatrzymać się właśnie tam, albo chociaż odwiedzić restaurację i skosztować tych wspaniałości. Ich specjalnością jest chleb z siemieniem lnianym wypiekany na miejscu, który można również kupić z zamawiając go z 1-dniowym wyprzedzeniem, a także jak mniemam lokalny piróg biłgorajski (patrz zdj. w prawym dolnym rogu). A gdy spróbowałam ich żeberka odjęło mi mowę...
Targ śniadaniowy, to bardzo fajna inicjatywa Warszawiaków, którzy sobotnie przedpołudnie mogą spędzić na miejskiej trawie, kosztując eko wspaniałości z rodziną, przyjaciółmi, lub po prostu z książką w ręku. Ja przebiegałam przez to miejsce każdej soboty lecąc do pracy, bo właśnie w ten dzień cyklicznie ta impreza się odbywała i łapałam jakiś smakołyk w locie. Na zdj. lekka sałatka z kuskusem, pomidorem, ogórkiem i mięta, a także mój ukochany hummus, nie tak smaczny jak w Grecji, ale całkiem przyzwoity ;).
Moje letnie migawki to także piękny Zamość, włoskie, wyjątkowe budynki i zakamarki na polskiej ziemi...
A także magiczne Mazury i wodne zabawy z psem :)
Takie oto były Martuchowe, letnie dni.
Po tym poście będę już mogła spokojnie oczekiwać jesieni z prawdziwego zdarzenia, bo szerze mówiąc stęskniłam się za zapachem drewna palącego się w kominku, pyszną jesienną herbatką, znowu zaczęłam sięgać po ciężkie masła do ciała ze Stendersa, które używam tylko w chłodne dni, a na noc zakładam moje ciepłe mięciutkie polarowe skarpetki :).
Kolorowych i słonecznych jesiennych dni Wam życzę moi drodzy!
Pa!
Ja też byłam w tym roku na Mazurach! Fajny piesio :)
OdpowiedzUsuńŻycie bez Mazur... ech
UsuńMartucho Kochana czekam ciągle na nasze spotkanie :)
OdpowiedzUsuńKochana, uporam się z mieszkaniem, myślę - max. miesiąc i wracam do życia ;)
UsuńOczekuj mojego tel. :D
Mazury to rodzinne strony mojej mamy, tyle wspomnień z dzieciństwa.. wiele bym dała żeby znów odzwiedzić tamte strony ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś istniały dla mnie tylko Mazury, dziś troszkę jeżdżę po Polsce służbowo i odkrywam inne piękne miejsca :)
UsuńWszystko jedzeniowe jest totalnie smaczne :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTakże uwielbiam góry, ale w tym roku nie udało mi się wyjechać. Na szczęście nadrobiłam to częstymi wycieczkami do lasów w Kraśniku. Piękny krajobraz i ogromny spokój.
OdpowiedzUsuńJa góry również ;) Ale przede wszystkim Mazury :D
UsuńTarg śniadaniowy!!!!!! to cos idealnego dla mnie!!! ja kocham sniadania!!!
OdpowiedzUsuńNo to zapraszamy do warszawy :)
UsuńO rany, Targ śniadaniowy to wydaje się super sprawa. Ostatnio bardzo polubiłam śniadania poza domem, jedyny problem, który miewam to zebranie się żeby ubrać się i wyszykować względnie wyjściowo podczas gdy człowiek miałby ochotę pokrążyć po domu w szlafroku :)
OdpowiedzUsuń