czwartek, 22 listopada 2012

Martuchowe Zakupy w Zrób Sobie Krem

Zbierałam się, zbierałam, czytałam Wasze opinie i w końcu zmotywowałam się do zakupów w Zrób Sobie Krem :)


Wybór jak się domyślacie prosty nie był, bo ilość produktów jest ogromna i chciałoby się mieć wszystko :). Jako zwolenniczka wszelakiego olejowania zamówiłam olej kokosowy, który okazał się totalnym strzałem w dziesiątkę! Dziś naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niego. Używam go na włosy, wieczorem na twarz, na ciało, chcę zacząć używać go też w kulinariach, ale do tego muszę poczynić zakupy większej ilości tego produktu i tym razem chyba u innego producenta. Nie żeby ten był zły, bo wydaje mi się naprawdę rewelacyjny, ale nie mam porównania, a poza tym inni sprzedają w większej gramaturze. olej ten stosuję też do masażu twarzy i ciała, co podobno robią profesjonalni masażyści i uważam, że spisuje się lepiej niż oliwa z oliwek. 
Pamiętam jak kilka lat temu stosowałam do tego celu i do nawilżania ciała oliwki kosmetyczne i będąc pewnego dnia na masażu u naprawdę dobrego masażysty, pan ten poradził mi abym stosowała do tego zwyczajną oliwę z oliwek. Wtedy nie było żadnego trendu na olejowanie, więc wydało mi się to odrobinę dziwne, ale nie pożałowałam. Od tamtej pory po oliwę sięgałam w kosmetyce bardzo często. Dziś olej kokosowy ją zdetronizował... :).

Wracając do tematu w ZSK zamówiłam też z waszego polecenia spirulinę, którą jak do tej pory stosowałam kilka razy i potwierdzam, strasznie śmierdzi, ale cera ma po niej jednolity kolor i jest jakby ujędrniona :). 

Kupiłam też hydrolaty z róży, którego zapach mnie trochę drażni, a także ze słodkich migdałów i z melisy. Przyznam się wam jednak, że na razie nie mogę się do nic przekonać. Stosowane bez rozcieńczania mam wrażenie, że podrażniają moją skórę, z różanego zrobiłam sobie mgiełkę w połączeniu 1/1 z wodą, ale nie powala na kolana. Używam ich zatem głównie do maseczek. Może Wy mi coś doradzicie dla mojej suchej bardzo wrażliwej skóry?

Następnie kupiłam olej z kiełków pszenicy i olej awokado i jestem z nich bardzo zadowolona, póki co stosuję je w mieszance z olejem kokosowym na twarz na noc, mam zamiar dodawać je również do maseczek. Jedyne, co mi tu przeszkadza, to specyficzny zapach oleju z awokado, ale to drobnostka. 

Kupiłam też serum 10% SAP, którego póki co nie używałam, bo mam za dużo produktów do twarzy i nie chcę, żeby się zmarnowało, więc dam wam jeszcze znać.

W ZSK nabyłam też ekstrakt z soku młodego jęczmienia,  co do którego nie mam jeszcze pomysłów, więc jeśli jakieś macie, to z chęcią z nich skorzystam :).

A w gratisie dostałam glinkę białą i alantoinę czyli same rarytasy, co do których mam już pewne plany, ale do tematu produktów z tego sklepu na pewno wrócę i wtedy poinformuje Was o połączeniach tych i innych składników, które u mnie sprawdziły się.

Z niecierpliwością czekam na Wasze doradztwo w tym temacie :)


Pozdrawiam z ospałej leśnej polany :)

Pa!

środa, 21 listopada 2012

Sushi po raz wtóry na leśnej polanie

Witajcie!


Kilka dni mnie nie było, ale to za sprawą pewnych zmian w moim życiu, m. in. zawodowych...
Wracam dziś z wspomnieniem istnej sushi manii jaka zapanowała w ostatnim czasie mojej w rodzinie ;). Otóż babcia z lasu planując imieniny dziadka poprosiła mnie ostatnio, abym przygotowała dla rodzinki jakiś zestawik sushi. Oczywiście babcia jak to babcia, sama nagotowała mięs dzikich i nie tylko, a dziczyznę przyrządza wyjątkowo dobrą. Tak dobrą, że "nie lubiący dziczyzny" nie są w stanie rozpoznać, że to nie zwykłe mięsko ze sklepu, a to już sztuka! I tak moje sushi miało konkurować z wysokiej klasy sztuką kulinarną mojej babci... Szans w tym starciu obiektywnie i subiektywnie nie miałam żadnych...




Furrorę zrobiło, a i owszem, ale bardziej jako ciekawostka. Tzn. z bliższą rodzinką jadamy od czasu do czasu i ciekawostką żadną już nie jest, lubimy bardzo. Ale dalsze ciotki i babcia babulinka wiosłowały pałeczkami całe uradowane wszystkim, co z sushi związane :).

Ja ekspertem nie jestem, sushi robię proste z własnymi małymi modyfikacjami, ale nam smakuje, a  cenowo wychodzi dużo korzystniej niż w restauracji. Jeśli zastanawiacie się jak zrobić sushi, odpowiedź znajdziecie tutaj, w poście który zamieściłam jakiś czas temu.

Takim oto sposobem i jestem pewna, że z czystej chęci zabawy i ciekawości Martuchowe sushi szło na rodzinnej imprezie łeb w łeb ze specyjałami babci z lasu :D. Jak widzicie można żyć na odludziu, można czasem nie mieć prądu, można niejedną burzę przeżywać jak nie byle huragan, można być zasypanym śniegiem zimą i z trudem otwierać drzwi i my generalnie takie życie prowadzimy częściej lub rzadziej, ale mam nadzieję, że będzie tylko częściej. I co najważniejsze na tym odludziu można wciąż żyć życiem normalnym, bez totalnego odcięcia od obecnych trendów, smaków i innych uciec współczesnego świata. Korzystamy więc i my :).

A Wy lubicie sushi? A może znacie jakąś fajną stronę z ciekawymi przepisami na sushi? 
Bo chciałabym swoje trochę urozmaicić.

Kończę post o sushi i życzę Wam miłego wieczoru, dobrego poranka i jeszcze lepszego dnia w zależności od tego, kiedy to czytacie :).

Pozdrawiam z leśnej polany :).

Pa!


środa, 14 listopada 2012

O kremie Dar piękna, DLA kosmetyki....

Dziś przychodzę do was z moimi przemyśleniami na temat kremu, który wpadł w moje ręce w czerwcu. Na dniach został zdenkowany, a więc jestem gotowa wystawić mu opinię :). 




Mowa o kremie na noc Dar piękna, DLA kosmetyki.

Na stronie producenta możecie wyczytać o nim następujące informacje:

"Receptura opracowana specjalnie dla osób z cerą wrażliwą z pierwszymi oznakami starzenia się skóry.  Krem przeciwdziała procesom starzenia przede wszystkim poprzez pobudzanie naturalnych mechanizmów w skórze, które z wiekiem się rozleniwiają.
Stosując krem każdej nocy:
  • dostarczasz niezbędnych, do prawidłowego funkcjonowania, skórze składników odżywczych
  • pobudzasz odnowę komórkową
  • zapobiegasz jej przedwczesnemu starzeniu
  • pozostawiasz skórę gładką, delikatną oraz doskonale nawilżoną.
a wszystko to dzięki zastosowaniu uzupełniającej się wzajemnie kompozycji poniższych składników:
Mleczko pszczele - zawiera ponad 30 aminokwasów (m. in. alaninę, glicynę, histydynę) cukry i witaminy (B1, B2, B6, B12, E, PP, kwas pantotenowy, kwas foliowy, biotynę), dzięki czemu jest doskonałym środkiem odmładzającym i odżywczym tzw. „eliksir młodości”.
Świeży napar z jarzębiny – jest cennym źródłem witaminy C i P, uszczelnia i wzmacnia naczynia krwionośne, ma działanie odżywcze
Olej z czarnuszki– naturalne źródło kwasu linolowego (ok. 58%) należącego do rodziny kwasów omega-6, kwasu oleinowego (ok. 24%) należącego do rodziny kwasów omega-9, oraz 15 aminokwasów łącznie z 8 niezbędnymi (egzogennymi) i innych aktywnych substancji takich jak witaminy i minerały. Dzięki czemu utrzymuje skórę w dobrej formie oraz zapobiegają jej przedwczesnemu starzeniu.
D-pantenol - zmniejsza stan zapalny, łagodzi podrażnienia
Optymalny kompleks witamin (A+ E + C+ F) , który pobudza naturalne procesy zachodzące w skórze, poprawiając elastyczność skóry, skutecznie przeciwdziała procesom starzenia genetycznego."


Na ich stronie wyczytałam również, że założycielką firmy jest pani, która ma duże doświadczenie w pracy z recepturami i składami kosmetyków, które to wykorzystała do założenia swojej marki. Ich kosmetyki bazują na świeżych naparach ziołowych, nie zawierają oleju parafinowego, a ich okres ważności wynosi tylko 1 rok, ponieważ nie zawierają konserwantów. Dla mnie te 2 ostatnie aspekty są bardzo istotne.Nikt tu nie ściemnia, że kosmetyki są naturalne, ani nie atakuje nas napisami "EKO", jak wielu producentów, których kosmetykom daleko do kosmetyków eko, a tym bardziej do naturalnych. DLA kosmetyki wręcz piszą na stronie, że stawiają na "wykorzystanie dobrodziejstw natury w połączeniu z nowoczesnymi osiągnięciami nauki, przy minimalnym  zastosowaniu chemii!" Zatem te kosmetyki to eko kosmetyki bogate w całą masę dobroczynnych składników. 

"Skład:

Aqua/Sorbus Aucuparia, Ceteareth-18/Cetearyl Alcohol, Helianthus Annus Seed Oil, Isopropyl Isostearate, Glycerin, Glyceryl Stearate, Simmondsia Chinesis Oil, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Nigella Sativa Oil, Linolenic Acid/Oleic Acid/BHT, Royal Jelly Powder, Allantoin, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Lactic Acid, Sodium Borate, 2-Bromo-2-Nitropropne-1,3-Diol."

Moja opinia:

Ten krem bardzo przypadł mi do gustu, przede wszystkich za wykorzystanie tych wszystkich wspaniałych dobrodziejstw, co rzeczywiście odczuwałam używając go. Skóra rano była nawilżona, odżywiona. I choć mam skórę bardzo wrażliwą, nigdy nie uczulił jej, za co też duży plus. Ma konsystencję typowego kremu odżywczego, dość treściwą, ale nie pozostawia tłustego filmu. Jeśli chodzi o jako takie działanie przeciwzmarszczkowe, hmm... tym wszystkim kremom będę w stanie tak naprawdę wystawić ocenę za kilka lat ;). Muszę go również pochwalić za świetne opakowanie z pompką. To bardzo ważne w kosmetykach bez konserwantów, gdyż pompka i zamknięte opakowanie chronią produkt przed dostaniem się do niego niechcianych gości w postaci grzybów i bakterii. Dostępny głównie w sklepach zielarsko-medycznych, a szczegółowe informacje znajdziecie TU. Na pewno do niego wrócę, jak również spróbuję inne pozycje tej firmy :).


Ilość zużytych op.: 1
Cena: ok. 25,- zł
Czy kupię następne op.: Na pewno tak
Moja ocena: 4,5/5

Marka mało znana, ale jestem pewna, że niedługo więcej o niej usłyszymy. Ten produkt jest ich świetną wizytówką, przez co śmiem sądzić, że i pozostałe mogą być równie dobre. Dla mnie najważniejsze, że bez olejów mineralnych, a do kwestii kosmetyków eko i naturalnych wrócę w którymś z kolejnych postów, bo w pewnym momencie sama się w tym wszystkim pogubiłam i chciałabym ostrzec tych, którzy nie są w temacie i uczulić, na co zwracać uwagę.

Znacie te kosmetyki?
A może możecie polecić inne eko lub naturalne  produkty?

Naturalnie, pozdrawiam :).

Pa!   



wtorek, 13 listopada 2012

Szkocka wizyta, podarki i smakołyki... :)

Za nami weekend pełen wrażeń, a przede wszystkim wyjątkowy dzięki szczególnemu gościowi, mojemu przyjacielowi, który przyjechał do nas wprost z Edynburga. Dni były naprawdę przyjemne i obfitujace w fajne rozmowy, miejsca i smaki.... I znowu będę babą sroką i pochwalę się czym zostaliśmy obdarowani...


Podobno b. modny wśród Hipsterów :P dżem, konfitura, czy też przecier cytrynowy, którego nie znałam i odstawiam na półkę na szczgólną okazję. Póki co, będzie mi miłym dla oka... :).
Ukochane ciacha maślane słono-słodkie... mniam, no i oczywiście whiskey dla chłopa :).

Odwiedzilismy kilka fajnych knajpeczek, jak np. legendarny już chyba Bar Warszawa DeLuxe na Krakowskim Przedmieściu, niby nic specjalnego, a jednak... Typowe potrawy starej Warszawy, jak befsztyk tatarski, boef strogonof, śledziki i wszystko po 9,- zł! Do tego oranżada w małych, szklanych butelkach jak za Gierka... Bez wyjątkowych luksusów, wyszukanych smaków i innych banialuków ;).
Uwaga, zdj. poniżej nie dla osób o słabych nerwach, więc jeśli takich nie macie lub jesteście wegetarianami, zamknijcie oczy i przesuńcie szybko myszkę w dół ;), bo tam zdj. obfitujące w kolorowe smakołyki :).


Nasz szkocko-polski gość zrobił nam na śniadanie pyszne omlety:


Przepis na nasz omlet:

- kilka jajek
- ser żółty
- suszone pomidory
- sół, pieprz

Jajka roztrzepać jak do jajecznicy, doprawić do smaku. Jajeczną masę rozlać na rozgrzanym maśle, obsypać serem i suszonymi pomidorami i gotowe! :D

Wersja najprostsza z najprostszych bez mleka, mąki itp. Smakowo każdy może przyrządzić je jakkolwiek chce i dodać to, co lubi. My mieliśmy ocote na wersję na słono.

A na deser postowy zostawiłam sobie najsłodszy temat i moment naszego szwędania sie po centrum. Marylin Monroe śpiewała: "...diamonds are a girl's best friends...."... ;). A ja zgodnie z moim jednym z niewielu nałogów, uzależnieniem od słodkości, oraz po wizycie w wyjątkowo słodkim miejscu na rogu ul. Nowy Świat i al. Jerozolimskich o wdzięcznej nazwie Manufaktura cukierków, stwierdzam, że najlepszymi przyjaciółmi dziewczyny są kolorowe lizaki, cukierki, żelki, czekolada i inne smakołyki, a moim totalnym marzeniem jest posiadanie ogromnej gabloty ze słojami wypełnionymi po brzegi słodkościami takimi jak te...


Słodycze te są barwione naturalnymi barwnikami jak chlorofilin, betanina, kurkumina... Jeśli macie ochotę sprawić sobie lub komuś bliskiemu przyjemność, warto tam zajrzeć. Podobno można również uczestniczyć w tym uroczym miejscu w warsztatach wytwarzania takich słodyczy... Mega! :)

Taki był Martuchowy weekend, tym razem z dala od leśnej polany... Zimą częściej spędzamy wolne dni w większych aglomeracjach, ale zawsze prędzej czy później i z ogromną ulgą wracamu tu...

A jak Wam minęły wolne dni?

Pozdrawiam z cukierkowej leśnej polany :).

Pa!

środa, 7 listopada 2012

Absolutni ulubieńcy w poszczególnych kategoriach

Już od dawna chciałam dla Was przygotować posta o moich ulubionych kosmetykach pielęgnacyjnych i kolorowych. Wygranymi są produkty, które zasłużyły na to miano na przestrzeni ostatnich lat i metodą prób i błędów. Wiem, że takie posty są pomocne i dzięki nim można czasem dokonać wspaniałego kosmetycznego odkrycia. Ja na waszych blogach takich odkryć dokonałam wiele i kilka z moich ulubionych produktów znam dzięki Wam, a dziś nie wyobrażam sobie bez nich życia... :)

Więc jak na Oscarowej gali "the winner is"... :P Tu tututu turu!!!!! ;)
Jakby ktoś nie wiedział, to była triumfalna zapowiedź tego, co się wydarzy.... :)

W  kategorii PIELĘGNACJA WŁOSÓW  moimi ulubieńcami są:

1. Ulubiony szampon:

  • kosmetyk naturalny: Monotheme, ioECO z ekstraktem z marchwi

  • kosmetyk profesjonalny: Rolland, Una, szampon kompensujący, przeciw wypadaniu włosów    
2. Ulubiona maska do włosów:

  • Bioetika, Crema di Essenza I, Idratante Capelli Lisci (Maska nawilżająca)
3. Ulubione oleje do włosów:

  • olej kokosowy (ZSK), olej rycynowy, olejki Alterra (już niestety niedostepne, ale poczyniłam zapasy)   
4. Ulubiony produkt bez spłukiwania:

  • Schwarzkopf, Gliss Kur Hair Repair, Serum - eliksir do włosów z drogocennymi pielęgnującymi olejkami
  • Farouk Systems Biosilk jedwab do włosów

W kategorii PIELĘGNACJA TWARZY wyróżniam:

1. Ulubiony krem do twarzy na dzień:
  • kosmetyk naturalny: DLA kosmetyki, Dar piękna krem na dzień z naparu z jarzębiny
  • kosmetyk drogeryjny: duet krem AA do cery atopowej (półtłusty) + Alterra do cery wrażliwej lub zimą Emolium, krem barierowy


  • produkt drogeryjny na dzień (zima): duet olejek Alterra + Emolium, krem barierowy


2. Ulubiony krem do twarzy na noc:

  • produkt naturalny:                                                                                                                            - DLA kosmetyki, Dar piękna krem na dzień z naparu z jarzębiny
    - olejek kokosowy
  • produkt drogeryjny: Dermika, Aquaoptima regenerujący krem nawilżający

2. Ulubiony płyn micelarny: Bourjois

 3. Ulubiony tonik do twarzy: Eva Natura, Herbal Garden z wyciągiem z koniczyny

4. Ulubiony produkt pod oczy:

  • produkt naturalny: olejek rycynowy
  • produkt drogeryjny:

5. Ulubiony produkt do ust:

  • produkt naturalny: 
      - Burt's Bees, balsam do ust
     - Stenders, masło shea       

  • produkt drogeryjny, Ives Rocher, balsam do ust z masłem shea

Tak wygląda moja ulubiona pielęgnacja włosów i twarzy. W kolejnych postach ciało i kolorówka.

Znacie te produkty, a może któryś z nich jest dla Was zaskoczeniem?
Mam nadzieję, że jednak pokazałam Wam coś nowego :)

Pozdrawiam z sennej leśnej polany, przykrytej pierzynką z kolorowych liści...

Pa!

poniedziałek, 5 listopada 2012

Recenzja szamponu i odżywki Schauma do włosów łamliwych i rozdwajających się

Dziś będą 2 recenzje produktów, które dawno już na nie zasłużyły. Zgodnie z kolejnością rytuału pielęgnacyjnego zacznę od szamponu, który przetestowałam sama. I tutaj niestety miło nie będzie... Ale, do rzeczy.


Szampon Shauma do włosów łamliwych i rozdwajających się

Niestety, nie będę się, bo nie mam tu głębokich przemyśleń. po prostu, ten szampon nie sprawdził się. Ma jakby rzadka konsystencję, podobną do tańszych szamponów Avon, które również mi nie odpowiadają. Włosy są po nim strasznie twarde, potwornie się plączą. Bez odżywki ani rusz, co zdarza mi się przy innych szamponach silnie odżywczych, z odzywką z resztą nie jest dużo lepiej.... Generalnie nie lubię go i więcej go nie kupię. Ale oczywiście szczególnie w temacie produktów do włosów, zawsze lepiej przetestować samemu, bo różne włosy naprawdę różnie reagują na ten sam produkt i czytałam wiele pochlebnych opinii o tej serii... Ja mam włosy cienkie, delikatne i z tendencja do skrętu i w moim przypadku się nie sprawdził.



Ilość zużytych op.: 1
Cena: ok. 9,- zł
Czy kupię następne op.: Nie
Moja ocena: 2/5

A teraz przyszła kolej na jego siostrę bliźniaczkę, czyli odżywkę z tej samej serii...

Recenzować będzie Kasia:

"Wcześniej używałam maskę z tej serii i byłam z niej bardzo zadowolona. Niestety ta odżywka działa dużo gorzej. Włosy po jej użyciu ciężko się rozczesuje, są tępe i matowe. Nie mogę powiedzieć, że Shauma mi nie służy, bo maska była naprawdę bardzo fajna, a tu takie rozczarowanie... Używałam jej po każdym myciu przez kilka tygodni, ale musiałam zmienić na inną, bo efekt jaki dawała był męczący. Jedyne o czym mogę wspomnieć na plus to zapach, słodki i bardzo przyjemny. Opakowanie też niczego sobie :). Podsumowując, ja tej odżywki więcej nie kupię, ale Wy sprawdźcie sami :)."


Ilość zużytych op.: 1
Cena: ok. 8,- zł
Czy kupię następne op.: Raczej nie
Moja ocena: 2,5/5"

Słów od producenta przytaczać nie będę, bo to tylko pogorszy sprawę. Składy znajdziecie w sieci i na tym chciałabym poprzestać tę smutną recenzję... ;).

Désolé (czyli po francusku przykro mi), a poprawniej Je suis désolé, czyli jest mi przykro.

Do następnego napisania. 

Pa! 

piątek, 2 listopada 2012

Lampiony z dyni i Halloween'owe klimaty...

W swojej historii "organizatora imprez" robiłam 2 imprezy Halloweenowe. Wiem, że jest wielu przeciwników, ja też uważam, że ślepe podążanie za obcymi trendami jest głupie, szczególnie kosztem naszej tradycji. Ale jeśli nasza tradycja na tym nie ucierpi, a my przy okazji będziemy mogli rozerwać się w gronie znajomych, albo nawet jeśli takiej imprezy nie zrobimy, ani nawet nie weźmiemy w takowej udziału, są inne sposoby, aby poczuć, że mamy przełom października i listopada... :).




Zawsze lubiłam sprawy manualne, kocham światło i zabawy z nim, zatem co roku nie odmawiam sobie przygotowania lampionu z dyni, a z jej zawartości dyniowych specyjałów w postaci zupy dyniowej i ciasta dyniowego. Również w tym roku kupiłam 2 dynie i przygotowałam 2 lampiony dla nas i dla moich rodziców. Oczywiście jesli ktoś jest przeciwnikiem tego święta, może na dyni wykroić zupełnie inne kształty nie związane z tą tematyką, albo wykorzystać do tego inne warzywo, lub przedmiot... Jednak słodka dynia w tym okresie jest idealnym do wykorzystania w dekoracji domu i kulinariach. A poza tym jak niejednokrotnie pisałam, nie lubię przeginać w żadną ze stron i nie będę ekstremalną fanatyczką jak i przeciwniczką takich inicjatyw...

Jeśli takiego lampionu nie robiliście, choć to banał, opowiem Wam w 3 słowach jak ja to robię...

Najpierw odkrajam górę dyni (tam gdzie jest jej ogonek) robiąc tym samym tzw. wieczko. Następnie wyjmuję ręką zawartość pełną pestek, a pozostałość po niej zdejmuję za pomocą łyżki. Pestki możemy oczywiście zasuszyć do przyszłego zasiania dyni lub po prostu do konsumpcji ;). Ostrym nożem (najlepiej do filetowania, bo taki jest bardzo giętki) zdejmuję nadmiar miąższu ze ścianek dyni (od wewnątrz). Te kawałki posłużą mi do zrobienia zupy i ciasta. Następnie biorę mały nożyk (jak do obierania ziemniaków) i zaznaczam na dyni wzór który będę później wycinać. Wycinam odpowiednie kształty i delikatnie wypycham je, aby nie uszkodzic tych elementów, które w dyni mają zostać (jak np. zęby). Później zdejmuję jeszcze raz nadmiar miąższu w miejscach, gdzie są otwory, aby były one szersze i więcej światła przez nie wychodziło. Wyrównuję miejsce na świeczkę. Wstawiam zapaloną świeczkę i przykrywam wieczko i gotowe! :)




Oczywiście asystent np. w postaci piesa jest do takich prac niezbędny... ;) Moja asystentka spisała się znakomicie! 




Na koniec wrzucę Wam jeszcze przepis na zupę krem z dyni.
na razie bez zdj. i na szybko, abyście mogli ją wykonać we własnym zaciszu. Ja będę ją robić dziś wieczorem :). Post na dniach.

Zupa krem z dyni z curry według Martuchy

Składniki:
- 500 g surowej dyni
- 2 ziemniaki
- mała cebula pokrojona w kostkę
- 1 ząbek czosnku
- 1 litr rosołu lub wywaru z warzyw
- łyżeczka przyprawy curry (lub więcej do smaku)
- sól
- pieprz
- cukier
- 4 łyżki oliwy

Jak zrobić:
Na oliwie zeszklić cebulę i czosnek. Dodać dynię i ziemniaki pokrojone w kostkę. Lekko obsmażyć. Dodać curry, wymieszać. Po 5 minutach wlać wywar i gotować, aż dynia i ziemniaki będą miękkie. Całość zblendować i przyprawić do według uznania :). Do smaku można dodać odrobinę śmietany lub jogurtu naturalnego. Można również podawać z małymi ptysiami do zupy, pestkami dyni lub słonecznika (najlepiej prażone)



Ciasto dyniowe według Martuchy

Składniki:
- ok. 30 dkg miąższu z dyni
- 2 szkl. mąki
- 1 szkl. cukru
- 4 jaja
- 1/2 szkl. oleju
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki przyprawy do piernika
- cukier puder do posypania
- opcjonalnie suszone śliwki lub orzechy włoskie łuskane 


Jak zrobić:
Jajka i cukier ubić mikserem. Następnie dodać mąkę, olej, proszek do pieczenia, sodę i przyprawę do piernika (opcjonalnie). Wszystko razem zmiksować,  dodać dynię startą na tarce o grubych oczkach i za pomocą łyżki wymieszać. Przełożyć na blachę wysmarowaną masłem i posypaną tartą bułką, wstawić do piekarnika w temp. 180 st.C na 50 minut.
Do ciasta można dodać suszone śliwki, orzechy włoskie i na cokolwiek macie ochotę. Po wyjęciu z piekarnika posypać cukrem pudrem i gotowe! 
Smacznego :)

Słyszałam też, że z dyni można zrobić świetną konfiturę, która można używać do wszelkiego rodzaju serów. Jak zdobędę przepis, na pewno się z wami podzielę :).

A jak Wam mija świąteczny czas? 
Pracowicie czy rodzinnie?
Czekam również na Wasze propozycje dyniowych wariacji.

Do następnego posta :).

Pa!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...