środa, 30 maja 2012

Pielęgnacja arabska - zabiegi naturalne

Dziś ciąg dalszy mojej przygody z kosmetyką arabską. Napiszę zatem o mojej kolejnej wizycie we wcześniej wspomnianym gabinecie KLIK, praktykującym (jak twierdzą ;) iście wschodnie zabiegi kosmetyczne.

Martucha w odsłonie
hindusko-etnicznicznej
Zacznę od tego, że do mojej ostatnio ulubionej pani udałam się
z zamiarem regulacji brwi oraz zrobienia henny na brwi i rzęsy. Rzęsy robię zazwyczaj przed wyjazdem na urlop, a takowy czeka mnie lada dzień :). Pani zgodnie z tym co pisałam we wcześniejszym poście o pielęgnacji arabskiej zrobiła mi sprawnie szybko i z doskonałym efektem to, co chciałam po czym zaproponowała mi położenie na twarz maski z naturalnych składników, na co przystałam (maska miała kosztować między
10,- a 15,- zł!). Mało!
Przed maską pani zrobiła mi tak fantastyczny masaż twarzy
z użyciem naturalnych olejków, że kompletnie odleciałam. W tle leciały wschodnie, relaksacyjne rytmy muzyki, przygaszone światło nie męczyło oczu... Następnie miałam zaaplikowaną maskę (która jednocześnie miała konsystencję peelingu). Była ona przygotowana z prostych składników, które każda z nas ma w domu pod ręką. Prawdopodobnie, (bo pani nie zdradziła mi wszystkiego) był tam miód, sądzę że jogurt naturalny, jakiś olej naturalny, wit. A+E i być może coś jeszcze. Powiecie zaraz, że to nic odkrywczego, bo każdy taką maskę może sobie przygotować w domu. Tak, to prawda, ale przyznacie, że jest o wiele przyjemniej w warunkach zgoła innych niż domowe (mały, klimatyczny gabinecik, piękne zapachy, muzyczka w tle i troskliwe ręce pani mającej chyba nieco większą wiedzę w tym zakresie od nas, przynajmniej ode mnie :). W między czasie pani nałożyła mi jakiś starty owoc albo warzywo, które miało podziałać na okolice moich oczu rozjaśniająco.  Po nałożeniu maski, pani zastosowała ją jako peeling, a następnie zmyła wszystko przyjemną, ciepłą szmatką. Za całość zapłaciłam UWAGA ...
całe 35,- zł!!! Cena szalenie niska. Okazało się, że masaż i zagadkowe warzywo (które pani ucierała na miejscu) miałam w gratisie!!!

Powiem tak: może maska nie była ultra nawilżająca, z resztą zobaczę po kilku zabiegach, ale ogólne wrażenie, henna, plus relaks jakiego doświadczyłam w tej cenie... Warto. Ja na pewno tam wrócę i obiecuję, że kolejną wizytę postaram się uwiecznić na zdjęciach,
choć odrobinę. 

Bardzo chciałam podzielić się z Wami moimi wrażeniami z czasu spędzonego na zabiegach naturalnych. Ten świat wciąga mnie coraz bardziej. Wierzę w naturalne dobro, które co prawda nie przynosi natychmiastowych efektów, a może bardziej nie przynosi złudnych ekspresowych efektów, ale stosowane z uporem daje długofalowe plusy.

Za 2 dni wyjeżdżam na urlop. W między czasie będę uczestniczyła w wyjątkowej imprezie,
a mianowicie "Spotkaniu blogerek kosmetycznych", które odbędzie się w Warszawie. 20 szczęśliwych kobitek weźmie w nim udział. Mam nadzieję na fajną zabawę, oraz nowe interesujące kontakty i znajomości. Na pewno będziemy dzielić się swoimi doświadczeniami, na co również bardzo się cieszę. Ma być oczywiście kosmetycznie, fotograficznie i smakowicie. relacja wkrótce :).

Nie jestem pewna, czy do mojego wyjazdu pojawi się jeszcze jakiś post. Bardzo się o to postaram. Gdybym jednak nie dała rady uprzedzam, że w najbliższym tygodniu nie będę tak aktywna jak zawsze, ale post wprost z wakacji na pewno będzie.

Trzymajcie się ciepło :).

Pa!

Martuchowym okiem - fotograficznie

Czasem ktoś prosi mnie o zrobienie kilku fotek. Jednak częściej fotografuję osobników bo chcę i lubię, a osobnicy się przed tym wzbraniają. Bliscy mają dosyć stałej obecności mojego aparatu.
Zatem walka wciąż trwa ;)

Tu akurat na życzenie, choć było ciemno, a mój obiektyw do jasnych nie należy...


Koniki i ich towarzysze...


Dla tych, co niedługo będą wśród nas....




Uśmiechnięte i naburmuszone buzie...


Ten osobnik też się wzbraniał... ;)


Życie fotografa amatora do łatwych nie należy...;)


Łapmy chwilę, drugiej takiej nie będzie...

Pa!

czwartek, 24 maja 2012

Pielęgnacja arabska - Martuchowe przyjemności

    Tuż obok miejsca, w którym chwilowo pracuję mieści się mały gabinecik kosmetyczny,
na tyle niepozorny, że przez 2 miesiące go nie dostrzegłam. A mam go dosłownie za rogiem. Normalnie raz na miesiąc wybieram się do kosmetyczki na hennę brwi i ich regulację oraz woskowanie. Ostatnio albo nie miałam na to czasu, albo jak wpadałam do gabinetu licząc na szybką usługę, panie były okropnie zajęte.  Jednak pewnego razu wychodząc z mojej pracy dostrzegłam szyld "kosmetyka arabska". A ponieważ jak wiecie
w ostatnim czasie interesuje mnie kosmetyka naturalna i takie też metody pielęgnacyjne, chyżo zajrzałam do tajemniczo brzmiącego miejsca. A tam... skromny, ale czyściutki gabinecik, mały pakiet usług, ale za to na naturalnych kosmetykach i bardzo tanio.
A z zabiegów to właściwie te, które mnie interesują, czyli manicure, pedicure, henna, masaże twarzy oraz zabiegi na twarz metodami naturalnymi i na bazie naturalnych produktów oraz depilacja. Oczywiście depilacja arabska, czyli na mniejszych partiach ciała NITKOWANIE (dla mnie do wczoraj jeszcze nowość), a na większych depilacja pastą cukrową, o której oczywiście słyszałam i do której wykonania w domowym zaciszu się przymierzałam.

Chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami na ich temat.

Pani zrobiła mi hennę brwi. Tu mogę tylko wspomnieć, że najlepiej wykonana henna jaką miałam. Brwi nie za ciemne, nie za jasne, doskonałe i zrobione ekspresowo. Mam wrażenie, że nie we wszystkich gabinetach pracuje się na naturalnej hennie, albo hennie dobrej jakości. Zazwyczaj tę hennę trzymano na moich brwiach ok. 10-15 min. Wczoraj hennę miałam na brwiach dosłownie 2-3 min., a efekt był spektakularny!!!

Ale tak naprawdę ich regulacja (czyt. depilacja) powaliła mnie na kolana. Pani zastosowała metodę zwaną nitkowaniem. Prosta, tania, naturalna  metoda, w której to pani przy pomocy zwykłej bawełnianiej nici w kształcie 8 spelcionej kilkakrotnie usuwała moje włoski. Pani wyjaśniła mi, że ta metoda jest lepsza od depilacji woskiem, czy pensetą, ponieważ wosk zdejmuje naskórek, przez co mogą nam się pojawić plamy w skutek ekspozycji tego miejsca na słońce, natomiast po depilacji pensetą włoski mogą nawet stać się silniejsze.

Zalety zabiegu (nitkowania):

• szybki
• naturalny
• nieinwazyjny
• bardzo skuteczny
• nie podrażnia
• nie wymaga drogiego sprzętu
• odpowiedni dla każdego rodzaju skóry
• nie rozciąga skóry
• usuwa włoski każdej długości również bardzo krótkie i cienkie
• nie powoduje wrastania włosów
Rzeczywiście muszę przyznać, że efekty są o wiele lepsze niż po zwykłej depilacji woskiem. Ja jestem na TAK i z tego co czytałam, w Europie ta metoda depilacji jest coraz bardziej popularna. Sądzę, że i polskie gabinety zaczną ją stosować częściej niż tradycyjne metody w naszym mniemaniu. Bo dla świata azjatyckiego i arabskiego ta metoda jest właśnie tradycyjną i wypracowaną przez lata.

Przy następnej wizycie będę miała wykonywaną depilację pastą cukrową i jesli zechcecie, podzielę się
z Wami moimi wrażeniami.

Przy okazji kupiłam sobie oryginalne mydło z Marsylii "Savon de Marseille". Jest to produkt naturalny,
a recenzja pojawi sie po jego przetestowaniu :).


Wracając do zabiegów naturalnych, sądzę,
że nitkowania jestem się w stanie nauczyć i będę je od czasu do czasu przeprowadzać sama w domu. Od czasu do czasu, bo nie odmówię sobie tej wspaniałej przyjemności oddania się w ręce specjalistki od wschodniej kosmetologii  wykorzystującej naturalne i tradycyjne metody arabskiej pielęgnacji, a przy okazji możliwości
obcowania
z tą bogatą kulturą i
osobą z tamtego świata mająca do opowiedzenia wiele ciekawych
i orientalnych historii...

Jeśli macie takie miejsca w swojej okolicy, szczerze zachęcam Was do ich odwiedzenia ;).

Pa!

wtorek, 22 maja 2012

Martucha robi Sushi


Pewnego wieczora ostatniego weekendu urządziliśmy sobie małą biesiadę. Po dziurki w nosie mieliśmy już ciężkich mięs z grilla, zatem postanowiłam przyrządzić Sushi. Od razu zaznaczę, że nie jestem żadną specjalistką w tym temacie zatem moje Sushi bazuje na moich doznaniach smakowych z restauracji, które odwiedziłam oraz mojej inwencji twórczej, albo jej braku ;).
Dziś Sushi jest bardzo popularne i wiele osób przyrządza je w domowym zaciszu. Inni zastanawiają się jak zrobić Sushi?
Nie odpowiem dokładnie na to pytanie. Mogę tylko opisać jak ja przygotowałam tę potrawę rodem z Japonii w mazurskiej odsłonie... :)

Do przygotowania sushi według Martuchy potrzebujemy:

- paczkę ryżu do Sushi
- paczkę glonów Nori
- łososia świeżego (ok. 500 g.)
- marynowany imbir do Sushi
- czarny sezam
- sałatę masłową
- paprykę, ogórek zielony
- pastę wasabi
- matę bambusową
- folię spożywczą
- majonez, lub inny produkt aby maki nie były suche
- sos sojowy
- ocet ryżowy

Przygotowanie maków:

Ryż gotujemy zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu (zajmuje to ok. godzinę wraz z wystudzeniem). Letni ryż polewamy ok. 3 łyżkami octu ryżowego i delikatnie mieszamy.
Podczas gdy ryż gotuje się, my możemy umyć i pokroić warzywa i ryby. Najlepiej aby wszystkie składniki były gotowe do położenia na nori (glonie).



Ja użyłam do tego świeżego łososia i smażonego szczupaka, ponieważ uważam, że najlepiej korzystać z dobrodziejstw natury, które mamy w zasięgu ręki. Dodałam również sałatę, świeżego ogórka i paprykę. Wiem, że dodaje się awokado, japońską rzodkiewkę, oraz inną mnogość warzyw i ryb. Jest masę informacji i filmików na ten temat. Ja przyrządziłam sushi m. in. z produktów, które miałam pod ręką.

Na matę bambusową kładziemy Nori (błyszczącą stroną do spodu), na nori nakładamy ryż ręką zwilżoną wcześniej w wodzie (warstwa nie może być zbyt gruba), poza kilkoma centymetrami od góry, które posłużą nam do sklejenia rulonu. Na ryż nakładamy odpowiednio według uznania warzywa i rybę. Ja dodatkowo dołożyłam odrobinę majonezu oraz czarnego sezamu. Domyślam się, że nijak to się ma do kuchni japońskiej, ale zaznaczyłam już, że jest to moja interpretacja tej kuchni :).


Następnie wszystko zwijamy w rulon za pomocą bambusowej maty, oraz kroimy ostrym, zwilżonym wodą nożem na ok. 1,5 cm kawałki.

Ostatnio zaryzykowałam również przygotowanie maków kalifornijskich, które to pryrądzamy następująco:

Na matę bambusową kładziemy ryż, na ryż nori, a na nori jak powyżej (poza ryżem oczywiście), następnie wszystko zwijamy w rulon, wyciągając delikatnie folię spożywczą. Ponieważ ja przygotowywałam wszystko w ekspresowym tempie, rulon jeszcze w folii z zewnątrz włożyłam na kilka minut do zamrażarki, aby nie rozpadał się podczas krojenia (oczywiście cały sekret tkwi w ryżu). Po wyjęciu i pokrojeniu maków kalifornijskich, obsypałam je czarnym sezamem. Wyszły ogromne, czyli nie takie jak powinny, ale nikt z biesiadników nie zwrócił na to uwagi ;).

Następnie przygotowałam również sashimi (czyli płaty surowej ryby), do których przygotowania mogą posłużyć bardzo różne ryby i krewetki. Ryby kroimy w cieniutkie plasterki i układamy dowolnie. Ozdobą mojego sashimi była bazylia (mało japońska), ale jak pisałam bardzo się spieszyłam i wykorzystałam produkty, które miałam pod ręką.  Na tym samym półmisku umieściłam marynowany imbir, który podobno ma sprawić, że pośród mnogości rodzajów sushi, które kosztujemy, po zjedzeniu imbiru czyścimy kubki smakowe i dzięki temu możemy poczuć smak kolejno spożytego sushi (podobnie jak z kawą przy wąchaniu perfum).



Wszystkie maki wykładamy na półmisek lub deskę wraz z imbirem marynowanym i pastą wasabi i dekorujemy dowolnie.  Mój półmisek prezentował się tak:




Podkreślę jeszcze raz, że na temat przyrządzania sushi muszę się jeszcze wiele nauczyć.
Niektóre maki wyszły mi dość niezgrabne, ale moim bliskim smakowało. Przynajmniej tak mówili ;).


Wieczór był ciepły i przyjemny, zasiedliśmy więc do stołu na tarasie i mając jeziorko w zasięgu wzroku spożywaliśmy japońsko-mazurskie smakowitości w towarzystwie bliskich nam osób ze Śląska, całkowicie zakochanych w naszym regionie i powracających tu od lat.

Myślę, że robienie sushi w zaciszu domowym jest doskonałym pomysłem, bo mamy gwarancję świeżości produktów wykorzystanych do przygotowania potrawy oraz wspaniałą zabawę...

Pa!

poniedziałek, 21 maja 2012

Zapach jeziora...


Dziś był wyjątkowy dzień....
Obecnie jest godzina 22.00, a na zewnątrz
22˚C. Jeszcze nie kalendarzowe, ale już lato... :).
Ta piękna pogoda sprawiła, że siedząc wieczorem na tarasie poczułam ten wspaniały, charakterystyczny zapach mazurskiej wody... Za jego sprawą zachciałam być bliżej wieczornego spektaklu na wodzie. Wzięłam więc aparat do ręki i pobiegłam na pobliski pomost...
Było przeuroczo...




Na deskach pomostu skarby po obecności ptaków...




A wraz ze mną moja wierna towarzyszka, Deedee (ornitolog i obserwatorka wszelakich żyjątek w okolicy... :)



Czyż to nie wspaniałe miejsce na spędzenie życia...?
A już na pewno w sam raz na wyjątkowe wakacje na Mazurach, owiane tajemnicą niczym w mojej kochanej książce "Lato z duchami", gdzie akcja dzieje się w nieco innych, ale równie magicznych okolicznościach...
Czekam na Wasze opowieści o wspaniałych zakątkach w Polsce, do których na pewno zechcę pewnego dnia trafić...

Pa!

sobota, 19 maja 2012

Ives Rocher naturalnie - ponowne odkrycie

Na moim koncie przetestowanych produktów kolejne kosmetyki będące prawie naturalnymi ;).  A pośród nich kosmetyki firmy Ives Rocher. Przy tej okazji muszę wspomnieć, że w mojej pielęgnacji nastał istny renesans dla kosmetyków tej firmy, które to używałam wiele lat temu i które lubiłam, ale zachwytu nie było. Dziś zachwyt jest :).  Szczególnie nad jednym produktem, a wielka sympatia do pozostałych...
A co to za produkty? Poczytajcie :).

1. Ives Rocher, Błyskawiczna maseczka odżywczo-odbudowująca do włosów

Co mówi producent:

"Pielęgnująca maska o gęstej konsystencji, która dostarcza suchym włosom składników niezbędnych do ich intensywnego odżywienia i odbudowy. Suche włosy stają się miękkie
i delikatne, odbudowane i pełne życia. Formuła bez parabenów. Testowana pod kontrolą dermatologiczną.
Składniki pochodzenia roślinnego: mleczko z owsa, masło karité i olejek eteryczny z ylang-ylang pochodzące z ekologicznych upraw."

Nie jest to produkt w pełni naturalny. Nie zawiera parabenów, a zawiera naturalne składniki jak powyżej. Ponadto firma Ives Rocher ma nietuzinkowe założenia odnośnie stosowania składników naturalnych, a na ich stronie możemy znaleźć następującą informację:

"100% składników roślinnych ?
Nie lubimy kategorycznych stwierdzeń. Kiedy zależy od tego jakość produktów
i bezpieczeństwo klientek, nasi naukowcy dopuszczają użycia składników syntetycznych, zapewniających bezpieczeństwo i przyjemność stosowania. Nie stosujemy żadnych składników pochodzenia zwierzęcego. Kolagen został zastąpiony Poliozydami Roślinnymi
z Akacji i filtrami słonecznymi z Mangiferyny, pochodzącej z krzewu Aphloia. Systematycznie wykorzystujemy składniki roślinne pochodzące z upraw biologicznych."

Czy potrzeba stosowania składników syntetycznbych wynika z zapewnienia klientkom bezpieczeństwa i jak największej skuteczności produktów, czy może z faktu, że zastosowanie takich składników obniży również koszty produkcji takiego kosmetyku nie jest dla mnie najistotniejsze. Jakie powody by tego nie były zgadzam się,  że skrajne rozwiązania nie zawsze są najlepszymi rozwiązaniami. Ja lubię postępować optymalnie, dlatego polityka firmy Ives Rocher mi odpowiada. 

Wracając do maski, jest to produkt dość gęsty, pachnie delikatnie, słodko. Włosy są po niej wyjątkowo miękkie, nie obciążone, przez co jest dobra do włosów suchych i delikatnych. Jednak muszę wspomnieć, że włosy po niej delikatnie puszą się, szczególnie takie jak moje, z tendencją do skrętu. Jednak po umyciu i odżywieniu tą maską, stosuję na włosy produkt do włosów kręconych, najchętniej olejek Gliss Kur, po którym loki są ładnie oddzielone.  
Cena produktu: 29,- (w promocji 14,90)
Moja ocena: 3,5/5




2. Ives Rocher, Mydło Oliwa z oliwek - AOC z Prowansji (300 g)

Co mówi producent:

"Mydło zapewnia gęstą, kremową pianę. Dzięki zawartości oliwy z oliwek, delikatnie myje skórę i pozostawia na niej przyjemny zapach.Składniki pochodzenia roślinnego: oliwa z oliwek AOC z Prowansji, masło karite, gliceryna roślinna, baza myjąca pochodzenia roślinnego."

I znowu nie jest to produkt w pełni naturalny ale zawiera składniki z upraw Bio. Ponadto jest to duża kostka, którą owszem, możemy stosować w całości do mycia ciała, albo tak jak ja pokroić ją na 5 zgrabnych mydełek. Wówczas w tej cenie (14,90) mamy 5 mydełek, czyli w cenie 2,98 zł./1 szt. To prawie jak zwykłe mydło, a te do zwyczajnych nie należy. Pieknie pachnie oliwkami, ma przyjemną kremową, zbitą konsystencję, łatwo się je kroi (nie rozpada się na małe kawałki), dobrze sie pieni, nie wysusza skóry tak jak inne mydła, choć ja mam zamiar stosować je tylko do rąk, ładnie wygląda w mydelniczce ;) (panowie, dla nas kobitek to bardzo istotna kwestia).  Pozostawia również delikatny zapach oliwek na skórze.
Czy kupię kolejne op.: TAK
Cena: 14,90/1 szt.
Moja ocena: 4/5






3. Ives Rocher, Mleczko nawilżające do skóry normalnej i suchej

Według producenta:

"Stosuj rano i wieczorem, aby mieć aksamitnie gładką skórę. Testowane pod kontrolą dermatologiczną.
Składniki pochodzenia roślinnego: sok z agawy i olej z sezamu z upraw biologicznych, guma konjak, mangiferyna z Madagaskaru."

Jest to najlepszy kosmetyk do ciała jaki stosowałam !!!! Dla mnie KOSMETYK WSZECHCZASÓW!!! Mam bardzo suchą skórę i jeśli chodzi o balsamy, masła i mleczka do ciała, wśród dziesiątek przetestowanych moimi faworytami był Vichy (Nutriextra), jednak choć cena względnie wysoka, jest bardzo wydajny, ale dość ciężki więc nie specjalny na letnie dni), cenię oczywiście masła The Body Shop i to by było chyba wszystko jeśli chodzi o produkty do pielęgnacji ciała. Szczególnie wśród tych mających lekką formułe nie mogłam znaleźć odpowiedniego kosmetyku dla siebie. A tu proszę. Lekka konsystencja, rewelacyjny efekt nawilżenia. Jestem wprost wniebowzięta !!! Nie wchłania sie błyskawicznie, ale dla mnie to nawet plus. Uczucie nawilżenia jest po prostu niesamowite. Nawet rano po aplikacji wieczornej czuję go na skórze. Dostępna była również wersja dla cery suchej ale miała cięższą konsystencję, a podobny produkt mam i dodatkowo miałam wrażenie, że nawilża mniej. Buteleczka wygodna, praktyczna. Wydobywamy tyle produktu ile chcemy, dodatkowo ładna zakrętka.
Czy kupię następne op.: TAK, TAK, TAK!!!
Cena: 29,90 (ja kupiłam w promocji za ok. 14,90)
moja ocena: 5+/5



Mam nadzieję, że moja recenzja przypadła Wam do gustu, oraz że przetestujecie chociaż 1 z tych produktów i nie będziecie żałować. W pierwszej kolejności polecam oczywiście balsam do ciała ;).

Czy stosujesie te kosmetyki?
Możecie polecić jakis dobry produkt?

Pa!

czwartek, 17 maja 2012

Specyjały Baby-jagi - wiosenna sałata babci z lasu

Jestem pewna, że znacie historię Jasia i Małgosi ze znanej bajki... Jest ona moją ulubioną. Również za to kocham las, leśne polany i leśne chaty. W takiej oto chacie moja babcia pichci swoje specyjały. Czasem wracając z pracy odwiedzam babcię. Babcia jak przystało na prawdziwą Babę-jagę zawsze ma dla mnie jakieś pyszne danie lub przekąskę.
Tak było i dziś.
Otrzymałam smakowitą sałatę z truskawkami w śmietanie...
Czyż nie prezentuje się wspaniale?
Jeszcze wspanialej smakowała. :)





Sądzę, że babcia dodała do śmietany odrobinę cytryny i cukru rozpuszczonego w niewielkiej ilości wody.
Oczywiście śmietanę możemy zastąpić jogurtem naturalnym.

Lubicie łączyć owoce z warzywami?

Pa!

środa, 16 maja 2012

Projekt denko, czyli produkty zużyte na leśnej polanie

Zapraszam na kolejny projekt denko, w którym pragnę podzielić się z Wami moimi opiniami na temat kosmetyków zużytych, a więc dobrze znanych. 

Zatem do dzieła!

1. Avon, Planet SPA, żelowa maseczka do włosów "Greckie morza"

Maska ta ma żelową, kleistą konsystencję, niezbyt przyjemną, jest bezbarwna, pachnie przyjemnie, morzem i charakterystycznie dla produktów SPA firmy Avon. Opakowanie (tuba) bardzo praktyczne, higieniczne, łatwo wydobyć z niego produkt. Maseczka ma działać ekspresowo, nakładamy ją na 1 minutę. Ja generalnie stosowałam ją jako odżywkę po myciu włosów, włosy były gładkie, błyszczące, sprężyste ale jako takiego efektu nawilżenia nie dostrzegłam. 
Ilość zużytych op.: 1
Czy kupię ten produkt ponownie: NIE
Cena: 18,- - 27,- zł
Moja ocena: 3/5

Generalnie polecać nie będę, ponieważ mnie nie zachwyciła. Odebrałam ją jako bardzo przeciętną. Za tę cenę wymagałabym czegoś więcej.



2. BeBeauty, SPA sól do kąpieli, lawenda

Sól gruboziarnista o przyjemnym, lecz lekko chemicznym zapachu lawendy. Wolę bardziej naturalne kosmetyki, szczególnie od soli chciałabym móc tego wymagać, ale do stóp jest ok. Szczególnie za tę cenę w jakiej można ją kupić. Ma wygodne i przyjemne dla oka opakowanie. Generalnie polecam ale wyłącznie do stóp w ramach sporadycznej, solnej kąpieli. 
Ilość zużytych op.: 8
Czy kupię ten produkt ponownie: TAK
Cena: ok. 5,- zł.
Moja ocena: 3/5



3. Avon, Advanced Techniques, serum na końcówki

Dziś stosuję zupełnie inne preparaty na końcówki włosów (oleje naturalne, albo na bazie składników naturalnych), jednak kiedyś stosowałam ten właśnie produkt. Ma konsystencję bardzo oleistą, ciężką, a więc nadaje się tylko na końcówki, pachnie ładnie, słodko. Jeśli chodzi o efekt, końcówki były rzeczywiście bardziej nawilżone, a co za tym idzie zdrowsze. Opakowanie niezwykle wygodne, z pompką, pozwala wydobyć potrzebna ilość produktu, Szklana buteleczka elegancka i eko :). Tak, jest to kosmetyk ciężki, tłusty i należy go umiejętnie nakładać (wyłącznie na bardzo wysuszone partie włosów na 1/3 długości włosów albo tylko na końcówki).  Produkt polecam z pełną odpowiedzialnością dla osób, które lubią tego typu produkty ukierunkowane, bo jeśli zaczęłyście włosy olejować, to prawdopodobnie do tego produktu, ani żadnego innego nie wrócicie. 
Ilość zużytych op.: 4
Czy kupię ten produkt ponownie: TAK
Cena: 11,- - 15,- zł.
Moja ocena: 4,5/5



4. Ziaja, kremowe mydło pod prysznic, pomarańcza

Jest to tak naprawdę kremowy żel o bardzo nienaturalnym pomarańczowym kolorze. Kolor produktu po wylaniu na dłoń ma taki sam zaskakująco pomarańczowy kolor jak butelka. Jest w nim sama chemia ale nic nie poradzę na to, że uwielbiam jego zapach. Generalnie lubię cytrusowe zapachy kosmetyków pielęgnacyjnych, a ten pachnie wyjątkowo smakowicie, Rzeczywiście jak soczysta pomarańcza. Jednak poza zapachem i super atrakcyjną ceną nie daje nic. Nie nawilża, nie natłuszcza, po prostu myje ;). Ale cóż pocznę, że kocham ten produkt :). Po nim z chęcią aplikuję mój nowo odkryty i pierwszy w życiu rewelacyjny balsam do ciała :)).
Ilość zużytych op.: 2
Czy kupię ten produkt ponownie: TAK
Cena: ok. 6,- zł./500 ml.
Moja ocena: 4/5




5. Emolium, krem barierowy

Któregoś razu udałam się do apteki po jeden ze sławnych produktów Emolium. Powiedziałam pani o problemie jaki mam ze skórą twarzy, o tym, że jest niemiłosiernie wysuszona, wrażliwa, itp.  Szukałam dobrze nawilżającego produktu. Pani poleciła mi ten krem. Zakupu dokonałam, jednak po kilku zastosowaniach stwierdziłam, że krem absolutnie nie nawilża mojej cery, a nawet ją dziwnie napina. Następnie odstawiłam go na jakiś czas, po czym postanowiłam poczytać o nim to i owo w sieci. No i dowiedziałam się jakie jest prawdziwe przeznaczenie tego kremu. Od tej pory zimą stosuję go zawsze, latem jako kremy barierowe zaczęłam stosować lżejsze ale równie zamykające warstwę preparatów pielęgnacyjnych na twarz, dla cery suchej pod makijaż. Krem ten ma konsystencję mocno kremową, typową dla kremów odżywczych ale jakby z większą ilością silikonu. Tworzy na skórze powłokę zabezpieczając ją od warunków zewnętrznych jak i zatrzymując krem nawilżający czy jak w moim przypadku olejek będący pod nim na skórze. Wygodna tubka pozwala na zużycie całego produktu. Polecam szczególnie do stosowania jak powyżej. Innych zastosowań jak i dla cery tłustej czy mieszanej nie znam.
Ilość zużytych op.: 2
Czy kupię ten produkt ponownie: TAK
Cena: ok. 27,- - 35,-zł./40 ml.
Moja ocena: 4,5/5



6. AA, Oceanic, Cera wrażliwa, kojący tonik bezalkoholowy

Jak wiecie wyjątkowo służą mi produkty AA. Również  z tego toniku byłam bardzo zadowolona, jednak odkąd odkryłam wyróżniony na wizażu płyn micelarny Bourjois nie wiem czy kupię jeszcze coś innego. Wracając jednak do tego toniku powiem szczerze, że ma bardzo przyjemny zapach. Odświeża cerę pozostawiając ją lekko nawilżoną. Idealny do cery suchej i wrażliwej, z resztą jak cała seria, bo uwielbiam z niej również krem tłusty, który niesamowicie koi moją skórę. Jedyne za co dałabym minus to otworek, przez który wydobywamy produkt (jest za duży i nadmierna ilość toniku wylewa się na wacik, przez co jakaś jego ilość marnuje się). Generalnie POLECAM.
Ilość zużytych op.: 1
Czy kupię ten produkt ponownie: BYĆ MOŻE
Cena: ok. 15,- - 17,-zł./250 ml.
Moja ocena: 5/5



 Na dziś to już wszystko. Nie dlatego, że są to wszystkie zużyte w miesiącu kwietniu kosmetyki ;), a dlatego, że czas już zanurzyć się w miękkie łóżeczko i odpłynąć myślami w jakimś bardzo miłym kierunku, np. na jakąś leśną polanę... :)

Napiszcie co było Waszymi ulubieńcami ostatnich miesięcy.

Pa!

poniedziałek, 14 maja 2012

O miłości do słodyczy i miłym dla oka miejscu na moje skarby...

Czy już Wam mówiłam, że kocham słodycze?
Tak! Miłuję je niemożliwie, czekoladę, żelki i cukierki.... mniam...
Moim marzeniem jest posiadanie własnego kramu z żelkami ;).
Ale ponieważ jeść ich w nadmiarze nie mogę z różnych względów, staram się nimi otaczać by np. tuż przed snem poczuć wspaniały zapach piernika i zanurzyć się w bajeczny, pięknie pachnący sen...
Lub gdy sięgam po lakier do paznokci, który trzymam w słoiczku na cukierki, mam wrażenie jakbym sięgała po jeden z moich ulubionych smakołyków.. :)


Podobnie jeśli chodzi o inne kosmetyki. Np. próbki kosmetyków. Kiedyś wyjmując je z gazet lub  otrzymując w drogerii, odkładałam je w jakieś miejsce. Następnie oczywiście zapominałam o ich istnieniu, po czym odnajdywałam je odkrywając że są już po terminie ważności i trzeba je wyrzucić. Odkąd mam toaletkę i strasznie cieszy mnie fakt, że wszystkie z moich kosmetyków odnalazły swoje miejsce, również próbki znalazły swój dom w następującym miejscu:


Dziś chętniej po nie sięgam, powiem więcej nawet zaczęłam stosować klipsy z Ikei, aby nie wysychały, w związku z czym testuję je na co dzień, a kosmetyki nie marnują się :).

A czy Wy macie jakieś fajne metody na przechowywanie kosmetyków?

Pa!

niedziela, 13 maja 2012

Maseczka Ava - recenzja

Chciałabym Wam polecić produkt firmy Ava Laboratorium. Jak wiecie od jakiegoś czasu jestem fanką kosmetyków naturalnych. Ta maseczka naturalna nie jest ale firma ma opinię produkującej z naturalnych składników. W związku z tym sięgnęłam po jej produkty i się nie zawiodłam. 

Produkt który chcę opisać jest to maseczka z ekstraktem z pomidora.



Maska ta ma konsystencję kremu odżywczego. Nie pachnie pomidorem, ale zapach ma ładny, delikatny, trudno mi wytłumaczyć jaki :). Dobrze się wchłania i doskonale odżywia skórę. Jeśli chodzi o efekt wygładzenia, ja takiego efektu nie dostrzegam, ale na dzień dzisiejszy takiego efektu też nie oczekuję. Dla mnie najważniejsze jest nawilżenie,
a nawilżenie jest. Maski nie trzeba zmywać, co jest dla mnie dodatkowym plusem. Pozostawia na skórze delikatny tłusty film, co jak wiecie ja lubię. Uważam, że doskonała do cery suchej i wrażliwej.

Cena: 2,0 - 2,50 zł
Wydajność: 1 saszetka wystarcza na 2-3 aplikacje
Moja ocena: 4/5

A co Wy myślicie o tej maseczce i kosmetykach firmy Ava?

Pa!


Imieniny babci z lasu

Imprezy u mojej babci z lasu są zawsze magiczne.
Może to ta chatka, może to Mazury, a może babcia, która dba o każdy detal i roztacza wokół siebie aurę tajemnicy i bajki... No i oczywiście jej rewelacyjna kuchnia... Mniam... Przy niej wszyscy "wielcy restauratorzy" nie mają szans ;).



Wszystko zachowane jest w klimacie leśnym (dziadek kiedyś mocno związany zawodowo z lasem).
Chata ma chyba ze 150 lat... 



A nieopodal chatki taki oto widoczek:



Tam się naprawdę można zapomnieć...
Lubię rodzinne spotkania, a Wy?

Pa!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...